- Monia, ty to jednak jesteś tępa dzida. - stwierdziła Paulina z politowaniem.
Sytuacja przedstawia się następująco:
Monika z mordem w oczach obserwowała Wojtka i Jack'a. Wilshere, trzymając się za policzek patrzył się na blondynkę wzrokiem zbitego psiaka. Gdyby pominąć gatunek - wszystko się zgadza, gdyż Jack dostał z tzw liścia. Ponadto nie rozumiał furii swojej ukochanej. Wojtek nadal dryfował między światem jawy i snu, co zaskutkowało mętnym wzrokiem. Z kolei Paulina obserwowała swoją przyjaciółkę z politowaniem, z przerwami na pocieranie bolącego czoła.
- Monika ale co ty tu robisz?
- Co ja...pff CO JA TU ROBIĘ?! Co TY tu robisz?!
- Nooo...- Jack potarł kark w zdenerwowaniu. - ...ja tu mieszkam... - <plask> - ..chyba... - wyjęczał Jack pocierając drugi policzek. Ta kobieta to ma rozmach. I parę w dłoniach. Ciekawe jak te ręce sprawdzą się w...NIE! Zły Jack! Nie myśleć o tym teraz. Niemyslećniemyślećniemyśleć....- Co ty tu robisz ze Szczęsnym! Przecież mówiliście, że jesteście "tylko" przyjaciółmi! A tu co się okazuje?! Tak, że ty jesteś gejem?! - blondynka ostatnie słowo wypiszczała z emocji, przez co reszta zebranych skrzywiła się na ten dźwięk. - A może jesteś bi, HĘ?! A może w ogóle my oboje naraz?! Pfff co ja mówię - przecież ty ZAWSZE byłeś perwersem! I zboczeńcem! I co? I myślisz, że może będziesz miał dwoje na raz!? A może jeszcze w łóżku ?! Raz ja, a raz on?! Albo jeszcze lepiej - oboje na raz, hę?! - Monika dyszała po swojej tyradzie.
Paulina nie wiedziała czy się śmiać, czy płakać, czy iść i podciąć sobie żyły mydłem w płynie. Postanowiła się jednak odsunąć od swojej przyjaciółki na parę ewentualnie paręnaście kroków, gdyż głupota może być zaraźliwa. To co blondyna wygadywała przechodziło jej pojęcie o ludzkiej poczytalności. Chyba na serio ją wzięło z tym Jack'iem, skoro oskarża go o homoseksualizm. Brunetka zerknęła na Szczęsnego i uśmiech sam wcisnął jej się na buzię. Przecież wygląda tak uroczo! Ale teraz nie o nim...chociaż wygląda na prawdę uroczo.
- Monika czy tobie się w dupie poprzewracało? Oskarżasz Jack'a Wilshere'a, największego playboya, casanovę i te de i te pe, prawdziwego samca alfę o to, że jest gejem? Tylko dlatego, że spał na jednej kanapie z przyjacielem? Ponadto - sądząc po wysokim stężeniu alkoholu w powietrzu - oboje pewnie byli schlani w tzw. trzy dupy. Więc.. - wskazała palcem na blondynkę. - ...skończ zachowywać się jak zazdrosna żmija i przestań na niego wrzeszczeć! - Jack spojrzał zdumiony na brunetkę. Nigdy wcześniej go nie broniła i nie sądził, że kiedykolwiek się to stanie.
- JA zazdrosna?! JA?! Pfff zupełnie nie wiem o co ci chodzi. - Paulina westchnęła z rezygnacją. To jest nieuleczalne.
- Dobra, na ciebie i tak nie ma lekarstwa więc siedź cicho..
- Nie cichaj na mnie Paulino! - tamta w odpowiedzi wywróciła oczami. - I nie przewracaj na mnie oczami!
- Weź ty się zamknij w końcu albo już nigdy więcej w tym życiu i naszych kolejnych wcieleniach nie zrobię ci mojego super-extra-wyśmienitego wyjebanego w kosmos spaghetti! - Paulina z przebiegłością w oczach spojrzała na przyjaciółkę. Tamta w odpowiedzi dramatycznie wciągnęła powietrze.
- Nie, nieee! Tylko nie super-extra-wyśmienite wyjebane w kosmos spaghetti! Wszystko tylko nie toooo! - wyjęczała Monika rzucając się na kolana przed brunetką.
- Więc siedź cicho o tam...- wskazała palcem na najbardziej oddalony w salonie, przynajmniej podejrzewała, że to salon, fotel. Blondynka gorliwie pokiwała głową i w ciągu nanosekundy pomknęła na wcześniej wymieniony fotel. Następnie zamknęła sobie buzię na wyimaginowana kłódkę wyimaginowanym kluczykiem, który potem wyrzuciła do najbliższej doniczki. Po tym spojrzała tryumfalnie na przyjaciółkę. Paulina jedynie wywróciła, po raz kolejny oczami, na dziecinne zachowanie Moniki.
- A teraz... - brunetka spojrzała na, jeszcze ledwo przytomnych, mężczyzn. -...możecie mi powiedzieć DLACZEGO nie ma was na treningu? - to pytanie podziałało na zapytanych niczym kubeł zimnej wody. Szybko zerwali się z kanapy wrzeszcząc "TRENING!", uprzednio przewracając stół, krzesło, 3 szklanki i 2 kieliszki, doniczkę z fikusem oraz parę butelek napojów o wysokiej zawartości procentowej. Dlaczego doniczka z fikusem była na kanapie?
- STOOOOOP! - czas jakby się zatrzymał, a męska część zgromadzenia z szerokimi oczami spojrzała na Paulinę. - Po pierwsze geniusze, wasz trening prawdopodobnie dobiegł już końca, gdyż słyszałam w tle szum wody, jak rozmawiałam z Aaron'em, a po drugie wali od was jak z cysterny z wódą więc trener by was stamtąd wyrzucił szybciej niż wasz wzrok by to zarejestrował. - Monika z rogu pokiwała na to, potwierdzając słowa przyjaciółki.
- Ale on nas zabije... - wyszeptał cicho Jack ze szklącymi oczami.
Wow oni na serio boją się trenera.
- No cóż...to wy urządziliście sobie imprezkę w środku tygodnia. Teraz musicie przyjąć tego konsekwencje...- Wojtek głośno jęknął. - A teraz idźcie stąd, a ja z Blondyną posprzątamy. Wy będziecie tylko zawadzać - jak zawsze.
Mężczyźni bez szemrania udali się wgłąb domu. Paulina głośno westchnęła i zaczęła zbierać pozostałości po pizzach i innych śmieciowych produktów.
- No Monia rusz tyłek! - tamta w odpowiedzi pokręciła głową i z nadąsaną miną ostentacyjnie odwróciła głowę. - A tobie co się stało?
- No bo jesteś dla mnie niemiła!!!
- Bo zachowujesz się jak kretynka! No bez jaj, wylatujesz z awanturą do Jack'a bo nocował u niego Szczęsny. No na prawdę... - brunetka nadal nie wierzy co się wydarzyło.
- No bo ... myślałam, że to jakaś panienka...a potem okazało się, że to Wojtek..... no i już byłam w trybie kłótliwym no i...jakoś tak wyszło... - Paulina uniosła brwi w zdziwieniu na "nieśmiałą Monikę". Tego to jeszcze nie grali.
- Pamiętasz Monia, kiedyś pytałaś się jakim cudem można mieć hopla na punkcie jakiegokolwiek samca? - spytała brunetka z chytrym uśmieszkiem.
- Nooo chyba coś mi świta...
- Nooo to teraz ty MASZ hopla na punkcie "jakiegoś samca"...
- Pfff.... - Paulina na to zachichotała.
- No to okeeeej. My spadamy, a WY macie się jutro pojawić na treningu...KAPITO?! - Monika patrzyła jak jej przyjaciółka już od ponad 15 minut musztrowała Jack'a i Wojtka. - Trening jest o 15. Zapamiętano? O 15!!!
- Tak jest panie generale! - oboje zasalutowali. Monika przewróciła oczami na poczynania Jack'a i jego wiernego kompana. Paulina z kolei była zadowolona.
- Nooo to dobranoc. My z Monią już lecimy. Zresztą jutro mamy się rodzinnie udać na zwiedzanie Londynu ze Szczebiocińskimi. - i z tymi słowami Wojtek, Paulina oraz Monika wyszli. Szczęsny, jako że jest gentlemanem, zaoferował się, że odwiezie dziewczyny. Jako że wszystkie promile ulotniły się z jego organizmu, dziewczyny zgodziły się.
Kiedy Monika wychodziła poczuła mocny uścisk na ramieniu.
- Emmm...może...może poszłabyś ze mną na...na jakiś spacer....albo...coś... - blondynka pierwszy raz w życiu widziała speszonego...SPESZONEGO Jack'a Wilshere'a!
Spojrzała na niego z uniesionymi brwiami.
- Znaczy nie jutro no bo... - tu nerwowo się zaśmiał. -...no idziesz zwiedzać z rodziną...ale może wieczorem. Ale nie musi być jutro! Może pojutrze albo popojutrze...alboo za tydzień! Jak ty chcesz i...
- Dobrze Jack. - Jack z szerokimi oczami patrzył na zarumienioną Monikę. Czy ona właśnie się zgodziła?! - Na serio?! - dziewczyna w odpowiedzi pokiwała głową.
- A-aha. To...
- Zakochańce kończcie już bo...AŁA PAULINA!
- Czy ty kretynie nie widzisz, że właśnie jesteśmy świadkami progresu ich związku!?
Jack na to szeroko się uśmiechnął. Jeszcze do niego nie docierało, że właśnie ... UMÓWIŁ SIĘ Z MONIKĄ!
- No to...pa. - Monika nieśmiało wyswobodziła ramię z uścisku chłopaka. Jack śledził ją wzrokiem, aż do momentu, kiedy auto Wojtka zniknęło za rogiem. Na twarzy Wilshere'a pojawił się niewyobrażalnie ogromny uśmiech.
34 minuty później:
Jack nadal stał na podjeździe z głupkowatym uśmiechem na twarzy. Przechodzący ludzie podejrzliwym wzrokiem obserwowali piłkarza. Nagle...
- JEST!!! UMÓWIŁA SIĘ ZE MNĄ! SŁYSZELIŚCIE TO?! UMÓWIŁA!!!! - brunet zaczął skakać, biegać, wrzeszczeć i przytulać przypadkowych przechodniów. Ci z politowaniem uśmiechali się na jego poczynania. Wreszcie udał się do domu i przygotował do tak zbawiennego snu. Jeszcze przed zaśnięciem przypomniał sobie zazdrosną minę blondynki, a potem kiedy zgodziła się z nim spotkać. I zrobiła to z własnej woli!
I mimo że Morfeusz porwał Jack'a do swojej krainy, na jego twarzy nadal widniał szeroki uśmiech.
Następnego dnia cały klan Szczebiocińskich został obudzony z samego rana. Amelia nie traciła czasu i z Klarą przygotowywały szczegółowy plan ich wycieczki. Monika z zamkniętymi oczami i ziewając starała się wcisnąć na stopy skarpetki. Nienawidziła kiedy budzono ją z samego rana! Dla niej dzień zaczyna się o 10 rano! Nie wcześniej! Uwielbiała spać, a teraz odmówiono jej tej przyjemności, bo idą zwiedzać Londyn! Blondynka głośno jęknęła.
- Moniczko ty tam robisz coś sprośnego? Bo jęczysz i jęczysz. - oczami wyobraźni widziała psoty uśmieszek swojego najstarszego braciszka. Z rozmachem otworzyła drzwi.
- Ty gnido niedorobiona jeszcze raz.... - przed jej drzwiami stałą mama i Adam. Monika zmełła w ustach przekleństwa.
- Moniko jak ty się wyrażasz do brata?! Nie tak cię wychowaliśmy? Jak....
Dziewczyna wywróciła oczami i udała się na dół. Brawo. Jeszcze tego mi brakowało z rana - tyrady mamy.
Na dole w spokoju spożywano śniadanie. W spokoju, bo bliźniacy - tak samo jak ona - jeszcze mieli lepiące się od snu oczy. Paulina przeglądała jakiś magazyn o modzie. Michał z kolei uważnym wzrokiem obserwował córkę. Monika nieznacznie poruszyła się pod naporem tego spojrzenia. Do tej pory nie mieli okazji porozmawiać na temat jej domniemanego związku. Nie wiedziała co miała zrobić, gdyż jako córeczka tatusia nie cierpiała mieć z nim tzw. ciche dni. Z drugiej jednak strony duma nie pozwalała jej uczynić pierwszego kroku. Ciągle dylematy i dylematy, a raz nie mógłby być spokój?! Cierpiętniczo westchnęła i usadowiła się obok Aaron'a. Ten z radosnym uśmiechem spożywał płatki mlekiem. Ten to nigdy nie ma problemów, normalnie jak dziecko. Nałożyła sobie dwa tosty i nalała soku pomarańczowego. No ale śniadanko pierwsza klasa. Pochłaniając swoją porcję z uwagą obserwowała interakcje swojej kuzynki i jej narzeczonego. Nadal nie ogarniam jak Klara mogła się z kimś TAKIM związać. Od pierwszego spotkania wprawiało szokowało ją, że Klara i Aaron w ogóle są razem i wytrzymują ze sobą. Oboje byli przeciwieństwami totalnymi. On był jak duże dziecko. Ciągle wprawiało ją w zdumienie jak potrafi sobie ot tak kupić składany samochodzik i składać go przez cały dzień. Pokręciła na to głową. Z kolei Klara to typowa pani perfekcjonistka. Wszystko ułożone, zaplanowane, posprzątane...niczym perfekcyjna pani domu. Monika wiedziała, że swoją "perfekcyjność" zawdzięcza nie bardzo szczęśliwemu dzieciństwu. Znaczy nie była bita, materialnie jej niczego nie brakowało. Mogła mieć wszystko co chciała - oprócz uwagi i miłości rodziców. Wiecznie zapracowani nie mieli dla swojego jedynego dziecka czasu. Ponadto rodzice dziewczyny i Szczebiocińscy nie byli do siebie pokojowo nastawieni. Klara jednak była uparta i, pewnych świąt, wyprosiła, a raczej zażądała, że chce uczestniczyć w wigilii rodzinnej, na której nigdy nie byli. Właśnie wtedy pierwszy raz Klara i Monika się spotkały. Niemalże od razu się polubiły i tak się potoczyło, aż do teraz. Monika nigdy w życiu nie żałowała znajomości z kuzynką.
- Moniaaaa, Moniaaaa.... - nagle zobaczyła, że Aaron macha jej przed oczami swoją wielką dłonią.
- Zabieraj te łapy sprzed mojej twarzy!
- No wybacz królewno ale tak odleciałaś, że 15 minut cię wołaliśmy i nic, więc trzeba było użyć środki cięższego kalibru! - wystawił jej język a ona westchnęła, ponownie, na to jakże dziecinne zachowanie.
- Co się stało, że tak odleciałaś? - Klara z łagodnym uśmiechem spytała kuzynkę.
- Właśnie myślałam nad tym, że to dziwne, że ty i Aaron się spiknęliście. Przecież jesteście taaaaacy inni. - blondynka pokazała rękami jak bardzo się różnią.
Ramsey na to zdanie napuszył się i mocno objął Klarę.
- Ja i Klarcia jesteśmy dla siebie stworzeni! Niemalże czuję, że to sam Bóg sprawił, że się spotkaliśmy. MY jesteśmy sobie przeznaczeni! Ty się nie znasz młoda. - litościwie spojrzał na Monikę. - Zresztą co poradzić skoro uganiasz się za Wilshere'm. - Monika zaczerwieniła się mocno i zacisnęła dłonie w pięści.
- Klaro najdroższa czy bardzo by ci przeszkadzało jeśli twój och jakże ukochany był w trakcie niedyspozycji powiedzmy parę dni? - zapytała jadowicie słodkim głosikiem od którego wszystkim włosy stanęły na karku, a sam Aaron zaczął powoli ewakuować się z miejsca zagrożonego wybuchem. Klara roześmiała się perliście i pokręciła głową. Ramsey spojrzał na ukochaną z wyrzutem i zaczął uciekać przed rozwścieczoną Moniką.
- Tym razem mi nie uciekniesz kretynie!!!
- Moniko, skoro już dobudziłaś się i jak widać jesteś pełna werwy to czas najwyższy abyśmy się już zbierali. Nikt za nas Londynu nie obejrzy. - Amelia z łagodnym uśmiechem patrzyła na córkę, jednak tamta wiedziała, że ten uśmiech jednocześnie ostrzega ją, że ma zrobić to co tamta każe. Blondynka zasalutowała i szybko popędziła w kierunku drzwi, aby ubrać buty i płaszcz. Rodzeństwo dziewczyny i Paulina zachichotali, a Michałowi usta zadrżały. Wszyscy wiedzieli, że Monika mogła przeciwstawić się nawet mężczyźnie dwa, a nawet i trzy razy większemu od niej, ale jeśli chodziło o Amelię Szczebiocińską, to stawała się potulna niczym jelonek Bambi. W końcu Szczebiocińscy, Paulina i Klara wyszli z domu obładowani mapami, aparatami i przewodnikami. Aaron został w domu, gdyż o 15 mają trening, a wycieczka najprawdopodobniej będzie trwała do późnego południa.
Theo z rozbawieniem obserwował poczynania swoich kolegów z boiska, a szczególnie jednego. Jack przez całe półtorej godziny biegał i wykonywał ćwiczenia jak na skrzydłach. Domyślał się, że coś ruszyło w sprawie Moniki. Wreszcie! Normalnie już sam miał wkroczyć do akcji ale obawiał się furii przyjaciółki, która mu dobitnie uświadomiła, że nienawidzi jak ktoś się wtrąca w jej życie prywatne. Zadrżał na samą myśl.
- Walcott przestań się obijać! - brunet pokręcił głową i wrócił do energicznego biegu.
- A tobie co? - do Walcott'a wyszczerzył zęby Aaron. - Masz okres czy co? Cały dzień wzdychasz, kręcisz głową i .... w ogóle! - Theo na energiczną gestykulację przyjaciela prychnął. Ten to jak wieczne dziecko.
- Nic mi nie jest tylko.... myślę.
- Nooo najwyższy czas brachu! - wykrztusił Aaron między kolejnymi atakami śmiechu. Theo odpowiedział mu najbardziej groźnym spojrzeniem jaki miał w swoim arsenale.
- Jesteś taki śmieszny, że aż zapomniałem się zaśmiać. - wymruczał ponuro, a Ramsey poklepał go po ramieniu.
- Nom Theoś powinieneś popracować nad swoim poczuciem humoru. Przynajmniej wiesz co jest z tobą nie tak i ....
- Co jest z Theo nie tak? - wtrącił się Szczęsny z zaciekawieniem w głosie.
- No bo przyznał, że jego poczucie humoru jest do kitu. - przyznał Aaron, kiwając głową na potwierdzenie swych słów.
- JA tego nie powiedziałem Ramsey idioto!
- Kogo nazywasz idiotą kretynie!?
- Ciebie patafianie! - na ustach Walcott'a widniał łobuzerski uśmiech.
Wojtek z tak zwaną pokerową twarzą patrzył jak Theo i Aaron rozpoczynają "przyjacielską" bójkę. Po chwili do nich dołączają kolejni. Szczęsny ciężko westchnął i postanowił ich zostawić w spokoju. Jak przyjdzie trener.... Zadrżał na samą myśl. Ale Arsene Wenger nie był nawet w połowie tak straszny jak Paulina, a Monika to.... to już potwór! Pokręcił głową i rozejrzał się. Lepiej dmuchać na zimne, a Monika czasem sprawiała wrażenie, że potrafi czytać w myślach. Ja nie wiem jak Jack się w niej zakochał.... ponoć "Miłość nie wybiera"... a zresztą, przynajmniej nie jest pusta jak reszta... Szczęsny skrzywił się na myśl typu Mariola czy.... Magda.
Teraz jak myślał, to sam nie wie czemu z nią był. Oczywiście na początku ją zauważył. Była śliczna. No i miała troszkę więcej do powiedzenia niż skład jej szafy. Poprosił ją o rękę. Jednak kiedy poznała Mariolę powoli zmieniała się w to...coś. Kogoś, kto najwyżej ceni pieniądz. Kogoś, kto za nic ma uczucia czy dobro innych. Kogoś, kto zamiast mózgu ma żuki grające w ping ponga. Myślał, że to się zmieni.... że ONA się zmieni. Wtedy poznał Paulinę. Nie zdradził nigdy narzeczonej! Nie był typem TAKIEGO faceta. Ale... nie mógł powstrzymać siebie od uczuć do brunetki. Potem sprawa z Koscielnym... Gniewnym wzrokiem spojrzał na rzeczonego mężczyznę. Biegł w pewnym oddaleniu, wzrok miał spuszczony. Jednak jakby poczuł na sobie spojrzenie, bo szybko popatrzył w stronę Szczęsnego. Jeden drugiego miażdżył spojrzeniem i żaden nie miał zamiaru się poddać. Wojtek zmrużył oczy. Wiedział, że tamten tak łatwo się nie podda. Koscielny był jak rozpuszczony bachor - cokolwiek chciał to dostawał, nieważne jakim czy czyim kosztem. A Wojtek nie miał zamiaru ustąpić. Paulina była jego i koniec! Ostatni raz spojrzał na swojego "rywala w miłości" i przyspieszył. Koscielny może sobie pomarzyć, że Paulina będzie z nim! Bo JA na to nie pozwolę, co to to nie! Kiwnął sam do siebie głową i popędził przed siebie.
Monika się ze mną umówiła, umówiła... się ze mną UMÓWIŁA!!! Ależ ona jest piękna i mądra.
Weneger z pobłażaniem w oczach spojrzał na swoich "podopiecznych". Mimo iż mieli po dwadzieścia wzwyż lat zachowywali się jak małe dzieciaki.
- Zbiórka migiem tutaj! - wywrzeszczał. Miał mocny głos, który został nawet dosłyszany poprzez odgłosy bitki Walcott'a i Ramsey'a. Wszyscy jak jeden mąż stanęli na baczność przed trenerem. Po paru minutach ciszy, kręceniu się w miejscu Aaron'a i cichych narzekaniach. Wreszcie trener rozpoczął swoją przemowę.
- Jak wiecie ta oto drużyna, Arsenal Londyn, posiada historię. Historię, która zobowiązuje do, nie tylko wygrywania, ale też godnego przyjmowania porażek niczym prawdziwi mężczyźni. Nie tylko ... - Wojtek mentalnie zajęczał. Jeśli trener przemawia to szykuje się długie, na prawdę dłuuuuuuugie i nudne przemówienie. Pozostali również zaczęli się niecierpliwić i kręcić w miejscu. Po ponad 30 minutach...
-... i dlatego jutro wszyscy... WSZYSCY mają uczestniczyć na balu charytatywnym TU na Emirates Stadium! - zakończył Arsene Wenger z twardym spojrzeniem. - I Wilshere!... - Jack wyprostował się niczym żołnierz podczas musztry. - ... nie powiedziałem "wszyscy" bez przyczyny dwa razy. - Jack skulił się pod ciężkim spojrzeniem trenera i szybko kiwnął głową na znak zrozumienia. Dawniej miał za nic takie bale charytatywne. Po prostu nie chciało mu się na nie chodzić... ale teraz... widział jaki był głupi. I przyznaje się bez bicia!
- No... więc jutro o 18! I nie spóźnić mi się! A teraz wio pod prysznic bo śmierdzicie jakbyście się w gnojówce wytarzali! - i tak oto został zakończony kolejny trening Kanonierów.
Jack niecierpliwie podrygiwał na kanapie w salonie Aaron'a. Wraz z Wojtkiem, no i oczywiście właścicielem uroczego domu, przyjechali grubo po 19, a Szczebiocińskich i reszty nadal nie było. Zero wiadomości, powiadomień, zero... wszystkiego! Wilshere był już zdrowo sfrustrowany. Z tych emocji, aż musiał wstać i pochodzić. Ta niepewność go denerwowała. Nie wiedział gdzie jest Monika, a to jest złe!
- Wilshere przestań się miotać jak kanarek w klatce. Zaraz przyjdą. - niestety próba uspokojenia Jack'a przyniosła wymierne skutki, który zaczął się z jeszcze większą energią miotać po domu.
Po półtorej godziny oczekiwania, mężczyźni usłyszeli szczęk zamka. Poderwali się z werwą.
- Nienawidzę cię kretynie! NIE-NA-WI-DZĘ! Rozumiesz czy nie!? - Jack usłyszał głos ukochanej. Wywnioskował, że ta nie była w najlepszym humorze. Ciężko westchnął. Trzeba dzień święcić kiedy ona jest w humorze... - Ohh siostrzyczko czyżby... - Adam urwał na widok Wojtka, Jack'a i Aaron'a.
Monika również zauważyła Jack'a i szybko ruszyła w jego stronę. Wilshere zamknął oczy i oczekiwał na uderzenie...albo na wrzask. Kto wie co się stało... Jednak nie oczekiwał, że ta przytuli go mocno-łamiącym kości przytulasem.
- JAAAAAAACK! To było taaaakie okropneeeee!!!!!! Zaatakowały mnie twoje wielkie fanki i dostałam z liścia!!! - Jack spojrzał na nią szerokimi oczami. Tamta z wygiętymi w podkówkę ustami, przechyliła głowę, aby pokazać jeszcze czerwony policzek. Jack zmarszczył brwi na to. Nie podobało mu się to wcale a wcale! - No i takie rzeczy się działy i te psychofanki ... no i psychoFANI! Wiedziałeś, że nawet mężczyźni chcą mieć cię w łóżku?! - dziewczyna zalała się komicznymi łzami. - I co JA mam począć?! Mam tyle rywalek, a nawet rywali! Nie wiem czy zdołam wygrać TĘ wojnę! - wydukała między "szlochami". Jack zmarszczył brwi. Jaką do cholery wojnę?
- Nie za bardzo rozumiem o co ci chodzi... - blondynka z kolei nie rozumiała o co jemu chodzi.
- Hę?
- Jaką "wojnę" ? - Monika zamrugała oczami, a jej twarz przybrała odcień dorodnej piwonii.
- Noo wojnę...wojnę o twoje serce...? - brunet wytrzeszczył oczy na blondynkę, która była w jego ramionach. W tle usłyszeli brzdęk, ale nie przejmowali się.
Monika zaczęła się niepokoić. To chyba była za duża deklaracja...ale w sumie deklaracją nie była. Przecież nie powiedziałam mu, że się w nim zakochałam no i ... ohh chyba się załamał. A jak teraz mi ucieknie?! No ładnie Szczebiocińska! Dowaliłaś teraz koksu do pieca! No i co ja mam począć...!
Przemyślenia przerwał gromki wybuch śmiechu Jack'a, któremu łzy pociekły ze śmiechu. Pomimo wcześniejszych myśli Monice groźnie zabłysły oczy,
- Czy ty się ze mnie śmiejesz Wilshere?! - efekt był natychmiastowy, a w salonie zapadła cisza jak makiem zasiał. Jack pokręcił energicznie głową.
- NIE nie nie! To nie ta, że się śmieję z ciebie, tylko z tego co powiedziałaś...- blondynka mocno zacisnęła palce na ramionach bruneta. Bardzo boleśnie. - NIENIE! To nie tak...znaczy...ohhh na miłość boską chcę powiedzieć, że ty nie musisz wygrywać tej wojny. - on wyszczerzył się, a oczy Moniki zaszkliły się. Wiedziałam, wiedziałam, że mnie nie chce!
Jack widząc, że znowu popełnił gafę ciężko westchnął.
- Nie chodzi mi o to, że nie chcę żebyś to robiła.... Chodzi o to, że ty nie musisz się nawet starać bo JUŻ wygrałaś...znaczy już masz moje serce w garści. - w tle usłyszał pisk Pauliny, Klary i...Aaron'a...nieważne...
- Na prawdę? - kiwnął w odpowiedzi głową i mocno ją do siebie przytulił. Monika z całą siłą jaką miała przytuliła się do niego.
Paulina i Aaron zaczęli swój taniec Indian. Bliźniaki po sekundzie się do nich przyłączyli, Adam przybił piątkę z Wojtkiem, Klara i Amelia z szerokimi uśmiechami patrzyły na nową parę. Michał Szczebiociński ciężko westchnął. Chyba muszę przyjąć do wiadomości, że moja mała córeczka ma chłopaka.
Hej:) Rozdział miał być dodany wczoraj, w dniu urodzin jakże cudownej autorki Lady Cat, jednak mój organizm przegrał walkę ze snem:( Także moja droga przyjaciółko jeszcze raz wszystkiego najlepszego!<3 Rozdział zostawiamy do Waszej dyspozycji i czekamy na komentarze:) Pozdrawiamy:)
Genialnie :D na to czekałam cały czas ;) W końcu nadszedł ten wielki dzień, kiedy Jack i Monika się dogadali uczuciowo i przyznali do miłości ;) Będzie chleb z tej mąki :)
OdpowiedzUsuńTeraz tylko czekać na poczynania Wojtka :)
Pisać, pisać, rozbawiacie mnie zawsze niesłychanie ;)
Pozdrawiam