czwartek, 29 stycznia 2015

Glad You Came.

Z uśmiechem patrzyła się w sufit. Od kiedy Jack i ona wyjawili sobie swoje głęboko skrywane uczucia (o których wiedział każdy, oprócz nich samych) minęło już 5 godzin i 13 minut. A ona nadal czuje się jak na haju. Ponadto Jack oficjalnie zaprosił ją na bal charytatywny (pisk), który odbędzie się już...  no cóż dzisiaj. Monika jeszcze raz pisnęła, ale cicho, aby nikogo nie obudzić.
-Monika pało zamknij się, bo normalni ludzie chcą spać!!! - wywrzeszczała z pokoju obok już zdrowo zdenerwowana Paulina.

Monia na to cicho zachichotała. Zakryła dłonią buzię, bo nie mogła się powstrzymać od napadu wesołości. Zwinęła się w kłębek i poczęła się śmiać niczym uciekinier z zakładu psychiatrycznego. Przecież świat jest taki piękny. I Jack. I Jego oczy. I Jego uśmiech. I Jego....WSZYSTKO! Blondynka pisnęła po raz wtóry i wesoło zakopała się w pierzynie... O ile można "wesoło zakopać się w pierzynie".

Paulina ciężko westchnęła. Zastukała (mocno) po raz enty tego wieczoru... już nocy w ścianę. No na Boga, ona wie, że Monika jest szczęśliwa ale chyba nie musi z tego powodu chichrać się jak wariatka jakaś. Przycisnęła głowę do poduszki, kiedy znowu usłyszała radosny skowyt swojej przyjaciółki. Przynajmniej JEJ się udało z facetem. Ona może co najwyżej liczyć na kretynów wokół niej. Niby zawsze miała powodzenie, a tu taka heca i okazuje się, że to jej przyjaciółka, wieczna feministka znalazła miłość swojego życia. Broń Boże jej tego nie broniła... no może troszkę, ale tak tyci tyci zazdrościła ale to nic. To była ta dobra zazdrość...O ile TAKA zazdrość istnieje... Sama bardzo marzyła o mężczyźnie, który będzie ją kochał i tyle! Nic więcej! Nawet nie musi być bogaty czy jakoś zabójczo przystojny czy mieć Nobla z chemii. Czy ona tak wiele wymaga? Chyba tak, skoro przyciąga samych frajerów. Mimowolnie przed jej oczami pokazała się twarz nikogo innego tylko Wojciecha S. Skrzywiła się i próbowała przegonić jego mordę sprzed oczu. Wiedziała, że nie powinna o nim myśleć, bo prowadzi to jej uczucia na pustynię cierpień. Cholera - znowu o nim myślę. TO się nie uda. On jej nie kocha, a ona... no cóż. To jest nie ważne. Przycisnęła głowę do poduszki, gdy usłyszała kolejny radosny skowyt Moniki. Warknęła i mocno walnęła w ścianę.
- Monika!!!! - W odpowiedzi usłyszała KOLEJNY chichot. Chyba Monika nie bez powodu jest blondynką.

Brunetka westchnęła. Mimo wszystko myślała, że Wojtek przynajmniej zaprosi ja na ten bal. I z tą myślą oraz przy akompaniamencie śmiechu jej blond przyjaciółki zasnęła.

Aaron z ulgą wyjechał z jego domu. Bo to, co się w nim akurat działo, nie można nazwać normalnym! TAM się dział istny chaos! Klara i Amelia biegały w tę i z powrotem z jakimiś pędzlami dooo...Aaron podrapał się po czaszce i spróbował sobie przypomnieć...DO CZEGO BYŁY TE CHOLERNE PĘDZLE?! Hmmm Klarcia miała w drugiej takie pudełko z kulkami jakimiś...hmm MAM! Pewnie te kuleczki trzeba miętosić pędzlem, żeby były dobre do zjedzenia! I z tym uroczy brunet klasnął w ręce (tak, on MA 24 lata!). Myśli Ramsey'a powróciły znowu na poprzedni tor zwany "Dziwne poranne zachowania domowników pomieszkujących u najlepszego, najprzystojniejszego, najsłodszego, najseksowniejszego, najinteligentniejszego, najzabawniejszego, najbardziej uzdolnionego piłkarza, który posiada tudzież ówdzie najbardziej czarujący uśmiech...etc etc."... Aaron uśmiechnął się zadowolony do swoich myśli i z mile połechtanym przez siebie ego powrócił W KOŃCU na właściwy tor myśli.

Zauważył, że Monika zachowywała się jak...no cóż... nie Monika. Najpierw go przytuliła, a potem, o zgrozo, pożyczyła dobrego treningu. No i kazała ucałować Jack'a. Aaron wzdrygnął się na samą myśl o tym. Ojciec Moniki chodził jakiś taki na wpół radosny na wpół zdezorientowany. Pewnie sam do końca nie ogarniał, że jego córka ma TAKIEGO chłopaka. Nie dziwił mu się. Gdyby JEGO córka za takiego Jack'a się wzięła to chyba w łeb by sobie strzelił. Ale najpierw Wilsher'owi. Męska część dzieciarni Szczebiocińskich zachowywała się jak zawsze, czyli jak wypuszczeni z buszu. Jednak martwiła go Paulina. Chodziła jakaś taka niemrawa. Nie uśmiechała się ani nic. Podejrzewał, że to ma coś wspólnego z Wojtkiem. Pokręcił głową na poczynania jego przyjaciela. A właściwie ich brak. Koscielny już nie był widywany z Pauliną, więc Szczęsny miał wolną rękę, ale nieeeeeeee. Ten kretyn w ogóle nie starał się o Paulinę. Właściwie jej unikał. Ale kiedy tylko jakiś facet podchodził do dziewczyny to zachowywał się jak jakiś samiec alfa. Odstraszał tamtych. Patrzył na nich tym zabójczym wzrokiem, który może rywalizować z morderczym wzrokiem ich trenera....A TO JUŻ COŚ! Ale nadal sam nic nie robił!!! O NIE! Tylko czekać, aż zacznie warczeć i w ogóle! Jeszcze brakuje, żeby obsikał Paulinę na znak, że ONA jest jego...uhhh pokręcił głową. TO nie był przyjemny widok! W-O-G-Ó-L-E!

Aaron czuł się niczym bohater tych brazylijskich telenowel, które po kryjomu oglądał. Ponadto myślał, że Wojtek przynajmniej zaprosi ją na bal... ale tu Szczęsny po raz kolejny udowodnił swój kretynizm wrodzony. I tutaj chyba leży przyczyna widmowego zachowania dziewczyny. Brunet po raz nie wiadomo który westchnął i zaparkował przed stadionem. Może krótki trening oderwie go od tego całego miszmaszu życiowego.

Wojtek z zaciekłością bronił wszystkie piłki. A szczególnie te posyłane przez Koscielnego. Frajera, który myśli, że może być z tak wspaniałą dziewczyną jak Jego Brunetka czyt. Paulina. Czekał na ten dzień już od dawna. To właśnie dzisiaj wyzna dziewczynie swoje uczucia. Plus pokaże temu kretynowi, że Paulina jest jego! Koniec kropka i dwa przecinki, O! Pluł sobie w brodę, że jej wczoraj nie zaprosił... ale najzwyczajniej w świecie zapomniał, a potem stwierdził, że nie będzie tego robić na ostatnią chwilę...jakby dzień wcześniej nie było na ostatnią chwilę... Szczęsny pokręcił głową i warknął - cholerne wewnętrzne głosy! Ale... no cóż jest facetem i czasem zdarza mu się nie myśleć. Zaczynam brzmieć jak Monika w czasie jej feministycznych wykładów... Nadal nie może się nadziwić, że Jack jest z kimś tak... różnym, z braku odpowiedniego słowa.

- Wojtuś przestań bujać w obłokach i wracaj do treningu! - Chłopak skrzywił się na donośny głos trenera. Warknął, kiedy usłyszał obok siebie szyderczy rechot Koscielny'ego.
-Czego chcesz?! - Wysyczał Szczęsny.
-Ohh chcę Cię tylko uświadomić, że przegrasz. I to z kretesem. - Wojtek zmarszczył brwi.
-O co ci chodzi?
-A o to, że Paulina jest moja.
-Chyba w twoich snach frajerze. - Parsknął Wojtek.
-To się jeszcze okaże. - I z tym Laurent odszedł od wściekłego bramkarza. I to by było na tyle ze spokojnego treningu. Bramkarz klną jak szewc. Casanova od siedmiu boleści...
Całe zdarzenie zostało skwitowane uniesionymi brwiami pozostałych piłkarzy.

Theo z rozbawieniem obserwował to "przedstawienie". Od początku dało się wyczuć napiętą atmosferę. Mógł ja kroić nożem, jak jego ulubioną zapiekankę z makaronem... Dobra Walcott powrót do rzeczywistości! ...Atmosferę na stadionie mógł kroić nożem, a ten by i chyba się złamał. Wojtek i Laurent co chwila rzucali sobie rozjuszone spojrzenia, zaczepki, odczepki...lol, czuje się jakbym na facebook'u siedział HEHE... Normalnie nagrać ich i do Animal Planet...ale nie subowałbym...HEHE...Wiedział, że TO jest sprawą Pauliny, ale srsly - zachowują się jak dzieciaki, które biją się o samochodzik. Szkoda, że nie wziął ze sobą popcornu i krzesełka - normalnie kino akcji, komedia i parodia razem wzięte....takie par-om-ak...jeśli coś takiego w ogóle egzystuje... 

Brunet podrapał się po głowie i już chciał zawrócić w stronę wodopoju, kiedy to usłyszał warki, syki i inne zwierzęce odgłosy. Tam o właśnie obok bramki Wojtek i Koscielny "rozmawiali"... Co oczywiście jest eufemizmem od "ciskali w siebie gromami z oczu, a jakby mieli dzidy to by się nimi kuli". To tak w skrócie. Wymienił z Aaron'em znaczące spojrzenia i postanowili nie interweniować. Jeszcze się nam dostanie i będzie! Dzisiaj jest bal, a ja mam z limem chodzić - co to to nie! I z tą myślą Theo, bez żalu, odwrócił się plecami od bramki i pobiegł do upragnionego wodopoju.

Westchnięcie. Walcott z uniesioną brwią spojrzał na stojącego obok niego Wilshere'a. Cóż...ciekawy widok. Rozmarzona gęba, uśmiech od ucha do ucha...czy to ślina?!
- Jack'uś skarbie czy ty się dobrze czujesz? - w odpowiedzi uzyskał kolejny uśmiech pod tytułem: "Właśnie uciekłem z psychiatryka - nie przejmuj się" - Jack ale aby na pewno wszystko w porządku???
- Theodor....mówię ci...świat jest..piękny... - rozmarzone westchnięcie
- ...
- Mówię ci...dlaczego ja nigdy tego nie widziałem : ten blask słońca!
- ... - Walcott spojrzał w górę. Zachmurzenie poziom 3.
- Dźwięki natury otaczające nas z każdej strony...
- ... - "KOSCIELNY JAKBYŚ NIE WIEDZIAŁ JESTEŚMY NA BOISKU A NIE NA CHOLERNYM POKAZIE CHOLERNYCH MODELEK!!! GRAJ!!!" (bez urazy dla tego zawodu)
- No i kumple! Theo'ś nigdy ci tego nie mówiłem...serio jesteś najlepszym ziomkiem z boiska jaki świat widział - Walcott z przerażeniem obserwował jak ręka Jack'a owija się wokół jego barków.
-ŁOŁOŁOŁOŁOŁO I JESZCZE RAZ ŁO!!! Wilshere co ci odpie*ala ? Po pierwsze primo : naćpałeś się? Po drugie primo : JA nie gram dla tej samej drużyny, więc sorry stary ale nici z - tu gorączkowo wskazywał to na siebie to na tamtego - TEGO! A po trzecie primo : Jeśli się naćpałeś to bierz przez pół, bo nieźle odleciałeś.

Jack patrzył na niego niewidzącym wzrokiem.
- Ale o co ci chodzi? Nie mogę być szczęśliwy? Chociaż raz w życiu? - Walcott z poczuciem winy wzdrygnął się. Cholerny szczenięcy wzrok Wilshere'a. Nie dziwota, że tyle lasek na niego poleciało skoro ma w arsenale TAKĄ bombę.
-
Oczywiście, że możesz...tyle że twoje zachowanie jest...że tak to ujmę z deka niepokojące. Jack spojrzał tylko na niego nierozumiejącym wzrokiem. Po chwili wzruszył ramionami i odszedł w stronę reszty bandy z cichym pogwizdywaniem. Theo złapał się za głowę. OMG w jakim ja buszu żyję!

Aaron z ulgą odjechał spod stadionu. To co TAM się działo to dopiero cyrk na kółkach! Nie dość, że w prywatnym domu nie może sobie spokojnie odpocząć w obecności swojej pierwszej miłości - Klary - to nawet nie może sobie spokojnie pobyć w obecności swojej drugiej miłości czyt. piłki. Doprawdy czy ja, Aaron James Ramsey, nie zasługuję na sekundę spokoju??? ... OOO Zjadłbym pizzę! ... Hmmm a w sumie... Aaron spojrzał na zegarek. 13:23. Bal rozpoczyna się o 18:00, więc może... <złowieszczy mentalny śmiech> AARON JEDZIE NA PIZZĘ AARON JEDZIE NA PIZZĘ!

Po 13 minutach Aaron-Który-Się-Zbuntował-I-Nie-Poszedł-Do-Domu-Na-Obiad-Ramsey wkroczył do swojej ulubionej londyńskiej pizzerni - Pizza Expres. Ślinka mu pociekła na nowe pokłady zapachów jakie dotarły do jego nosa, a z brzucha wydobył się ryk bestii. Głodnej bestii. Brunet udał się w kierunku swojego ulubionego miejsca w kąciku na piętrze, gdzie nikt nie będzie go tarmosił, wyrywać włosów, aby go sklonować, zdzierać z niego ubrań, wręczać mu do podpisu aktów małżeństw(!), wypinać piersi do podpisania....ogólnie napastować i stalkować.

Z nabożną niemal czcią ujął w dłonie Kartę Restauracyjną. Jego wzrok od razu powędrował do tej Jednej Jedynej. Pizza z owocami morza. Mniamniusio!!! - To co zwykle panie Ramsey? - skierował swe oczy na znajomą twarz.
- Jak zawsze Mrs. Anne - z owocami morza - największej średnicy jaką tylko macie! - drobna brunetka wywróciła oczami na "jakże dorosłe" zachowanie dorosłego już mężczyzny i zasalutowała.
- 30 minut panie Ramsey. - i z tym pognała z zamówieniem w stronę kuchni. Tylko co ja będę robił przez pół godziny?!  Brunet westchnął po czym rąbnął głową o stół. NUUUUDAAAA! 

- Mamo! AUAAA! TO BOLI CHOLERA!!!
- Jak ty się wyrażasz młoda damo?!
- To nie TY masz wyrywane wszystkie włos...AUAAA! - Amelia z satysfakcją spojrzała na kolejny zerwany plaster woskowy. Jeszcze tylko druga noga. Pani Szczebiocińska z sadystyczną wręcz satysfakcją nakładała wosk na kolejny plaster. W tym samym czasie Adam i Mateusz trzymali swoją siostrę za obie ręce. Z kolei Klara i Paulina trzymali nogi Moniki. Tak dla równowagi.
- Trzymajcie ją mocno! - zarządziła Amelia widząc że Monika szarpie się coraz bardziej. - Jeszcze tylko jedna nóżka.

Blondynka szarpała się jak mogła ale, nawet ona, nie miała siły na cztery CHOLERNE osoby! I po co ona się godziła na .... TO! To miała być przyjemność mówiły. Będzie sobie drzemać w trakcie mówiły. Teraz ma! A miała złe przeczucia co do tego! Zamknęła oczy, kiedy jej mama (oficjalnie) przymierzała się do zerwania znowu tego ustrojstwa.
- <trzask>AAAAAUAAAAA!!!!

Po feralnych, nigdy niekończących się dla Aarona 30 minutach, wreszcie nadeszła TA chwila... a właściwie TA pizza! Aż potarł ręce na widok tegoż dania bogów.
- Voila! Oto pańskie zamówienie. Życzę smacznego.
Aaron większej zachęty nie potrzebował. Od razu zabrał się za pałaszowanie. Gdyby nie to, że "trzęsące się uszy" są fizycznie i biologicznie niemożliwe - to spokojnie można stwierdzić, że uszy Aaron'a Ramsey'a na pewno by się trzęsły, gdyby oczywiście tylko mogły.

- Monia zostaw to!
- Aleee to szczypieeeee!
- ZOSTAW!
- NIE
- Tak.
- NIE!!
- Tak.
- NIEEEE!!!
- ZAMKNĄĆ SIĘ! - Paulina i Monika z przerażeniem patrzyły na Klarę.
- Aye aye SIR!

Aaron z uśmiechem wrócił do domu. Uśmiech jednak zanikł, kiedy zobaczył swoją ukochaną. W ręczniku i z mordem w oczach.
- Ponoć trening miał się skończyć o 13:00.... więc łaska powiedzieć mi...GDZIEŚ TY DO CHOLERY SIĘ SZLAJAŁ?! Za godzinę musimy wychodzić. Za pół będzie tu Jack. A za 15 minut Monika zejdzie nam na zawał! Marsz ogarniać się! - brunet ze spuszczoną głową udał się w kierunku schodów.
- MIGIEM! - a jednak sprintem.

Paulina ze zdenerwowaniem obserwowała drzwi do łazienki. Jej ukochana przyjaciółka nie chciała wychodzić.
- Nie wyjdę! Wyglądam jak kretynka! I jeszcze ta tapeta! Wyglądam jak klaun! Jack mnie wyśmieje i tyle!
- Serio? Błagam cię, on czci ziemię, po której stąpasz. Choćbyś miała na sobie najbardziej nieforemny worek pokutny to nadal będziesz dla niego najpiękniejsza.
- Nie prawda!
- Tępa tyka z ciebie Monia i tyle. A teraz wyłaź stamtąd, bo Jack będzie za...<ding dong> właśnie przyszedł.

Po kilku sekundach dywagacji samej ze sobą, blondynka stwierdziła, że nie będzie cykorzyć przed, bądź co bądź, jej chłopakiem. Także ostrożnie podniosła się na nogi, poprawiła fikuśną fryzurę, strzepnęła niewidzialny pyłek z ramienia, wypięła pierś do przodu i ruszyła podbijać londyńskie salony.

Jack z niecierpliwością przebierał nogami. Nie mógł się doczekać widoku Moniki, jej obecności, zapachu... no ogólnie całej jej. Nope, zero obsesji. Kiedy usłyszał charakterystyczne kaszlnięcie, przed sobą ujrzał swojego Anioła, Boginię, sw...
- JACK!
- Hę?
- No wołam cię i wołam a ty nic. Poza tym, zniszczyłeś moje dramatyczne zejście ze schodów! No jak w filmach. - na widok miny swojego partnera Monika chlasła się w czoło - No wiesz ja schodzę, wyglądając przy tym, nieskromnie mówiąc, bosko, ty masz otwartą gębę i oczy szeroko otwarte jakoby sam cud przed tobą stanął. A TY NIC! - Jack zszokowany, reszta się śmieje (stały scenariusz).
- Ja...no...ja - wyczekujące spojrzenie Moniki - Wyglądasz jak spaghetti mojej mamy. - wyraz twarzy blondynki - bezcenny.
.
.
.
- Znaczy ja...uhhh przestań być sobą to może przestanę robić z siebie kretyna! - no i foch.
- Mam nadzieję, że to spaghetti jest pięknie udekorowane i przyrządzone! - brunet przyciągną do siebie dziewczynę.
- A jak smakuje - wymruczał do jej ucha, po czym odsunął się i wręczył jej jedną ogromną czerwoną różę.
- No dobra gołąbeczki bo będziemy tu kwitnąć do usranej śmierci! - zgromadzeni <xD> spojrzeli ze zdziwieniem na Paulinę.
- Ooookej. Idziemy ferajna!

Wojtek i Laurant stali przed swoim bardzo wkurzonym trenerem.
- Czy was do reszty pogrzało?! Tu bal, CHARYTATYWNY BAL, promujący pomoc, współczucie, a WY jak jakaś gównarzeria urządzacie sobie bójkę?! - skrzywili się na wysokie rejestry, jakie osiągnął głos Wenger'a. - Módlcie się o to, aby żaden szmatławiec tego zacnego wydarzenia nie ujął, albo wyciągniemy z tego większe konsekwencje.... I idźcie się jakoś ogarnąć, bo nie mogę na was patrzeć, a co dopiero publiczność. - ostatnie zabójcze spojrzenie i potwór opuszcza zlęknione duszyczki.
- I coś narobił Szczęsny? Może u was w Polsce zachowują się jak ta chołota, ale teraz jesteś w Wielkiej Brytanii, gdzie szyk i elegancja...
- Stul dziób bałwanie, nikt ciebie nie pytał o zdanie.
- A dołożyć ci kolejne limo bramkarzyku?
- Taki z ciebie elegancik jak z koziej dupy trąba!
- Jednak to nadal JA jestem z Pauliną, a nie ty. - złośliwy uśmieszek Koscielnego doprowadzał Wojtka do furii. Miał ochotę zedrzeć mu go...i jeszcze przyłożyć z raz czy dwa...tak ku pamięci.

Szczęsny trzęsącymi dłońmi wyciągnął jednego papierosa. Wiedział, że nie powinien...ale ten kretyn tak go zdenerwował, że...AGHRAGHRAGHRGAGHGHHHGARRAHHRARGARGAR Nie wiedział, jak miał się pokazać na bankiecie w - spojrzał na siebie - z deka podartej koszuli, okraszonej zdziebka krwią .... oczywiście tego idioty!... plus limem pod okiem i to dość sporym. Nagle poczuł delikatne szturchnięcie.
- <świst> Cześć Paula...- dziewczyna uniosła brwi.
- A tobie co się stało? Wyglądasz jak sto nieszczęść. - dziewczyna zmarszczyła brwi i nagle ogarnęła ją wściekłość. Nie wiedziała jak i dlaczego ale nagle miała ochotę zdrowo przyfasolić chłopakowi. Nie wiedziała tylko czy za to, że widocznie brał udział w bójce, czy za to, że jej nie zaprosił na bal, czy za to, że ON SPORTOWIEC PALI! Była wielką przeciwniczką akurat tychże używek.
- Ja...ja...no bo...
- Nie wiedziałam, że jesteś takim debilem! - prychnęła zniesmaczona - Nie dość, że wiesz, że jest bal, w którym MASZ wziąć udział to ty jeszcze uczestniczysz w jakiejś kretyńskiej bijatyce! Jak jakiś cholerny dzieciak naładowany testosteronem i... - teraz nadeszła kolej na prychnięcie szatyna.
- Wypraszam sobie! Miałem świetny powód aby zlać tego skur...
- TAAA jasne! Pewnie o jakąś laskę chodziło! Oczywiście! Pan Wielki Macho musiał pokazać innym, że to dziewczyna należy do niego i...pfff brak słów. Radź sobie sam bo JA nie chcę mieć z tobą NIC ALE TO ABSOLUTNIE NIC WSPÓLNEGO! - wryty w ziemię Wojtek obserwował oddalającą się sylwetkę "laski" o którą miał czelność się bić.
- PAULINA! - dziewczyna drgnęła ale nie zatrzymała się. Przecież nie będę się poniżać jasna cholera dla faceta! I O NIE! Na pewno nie będę "jego przyjaciółką" ... pfff takie rzeczy tylko na filmach i ... - syknęła na mocny uścisk na jej ramieniu.
- CZEGO CHCESZ!? Nie chcę nic słuchać o tej dziewczynie i puść mnie w ogóle! - brunetka starała się wyrwać ze stalowego uścisku chłopaka.
- Nie i mogłabyś mnie w końcu posłuchać?! Jak zawsze myślisz, że wszystko wiesz ale tak nie jest do cholery! Więc RAZ, jeden jedyny cholerny RAZ mogłabyś mnie posłuchać do końca, a nie wyobrażać sobie nie wiadomo co?! - Paula znieruchomiała na mocno podniesiony głos chłopaka. Nigdy wcześniej nie widziała go aż tak wzburzonego. A to i tak niedopowiedzenie roku, Pomimo tego postanowiła nie pokazywać mu, że jakkolwiek na nią wpłynął. Szarpnęła ręką i skrzyżowała ręce. Stanęła przed nim wyzywająco.
- No słucham. - zatupała niecierpliwie nogą - No mów, nie mam wbrew pozorom całej nocy na ciebie. - wyrzuciła z siebie z jadem.

Wojtek, widząc jak się zachowuje dziewczyna zaczął się denerwować jeszcze bardziej niż przedtem. Nie dość, że Paulina wygląda... wygląda tak, że nie potrafi zebrać swoich myśli, to jeszcze jej wroga postawa nie ułatwia mu sprawy. Wcale a wcale!
- Słuchaj Paulina... ja wiem, że ostatnio zachowywałem się jak kretyn... - parsknięcie - ... okej! Jak największy sukinsyn na tej planecie! Ale ja...na prawdę miałem swoje powody. - dziewczyna uniosła z powątpiewaniem brew na to. Serio, miał swoje powody?! Dobre sobie. - Jaaa....nie wiem jak to powiedzieć, ale ... - wymamrotał ostatnie słowa. Paulina zacisnęła usta w wąską linię
- Czy mógłbyś powtórzyć, nic nie słyszałam....
- KOCHAM CIĘ PAULINA DO CHOLERY JASNEJ! - Paulina znieruchomiała i z szeroko rozwartymi oczami spojrzała na "kretyna"
- ...
- Paula?
- ...
- Paulina...
- Cichaj! - Wojtek w obawie o swoje życie zamilkł.
- ...Możesz powtórzyć?
- .... yyy ale...co mam...?
- NO TO CO MI WYZNAŁEŚ KRETYNIE! Doprawdy jesteś gorszy niż Wilshere a to już coś.
- Nie jestem gorszy niż ten idiota w zaprzeczeniu!
- Pff doprawdy?
- Przecież to on bujał się w Monice od prawie że samego początku ale mówił "NIEEEE NO SKĄD ON?!" No jak mówię, że tak było to było!
- Doprawdy?
- TAK! Powinien od razu powiedzieć Monice, że ją kocha a nie grać w podchody! Zachować się jak prawdziwy facet! A nie jak ciota.
- Ahaaaa a ty kiedy się zorientowałeś?
- Jak zaczęłaś łazić z tym idiotą Koscielnym i...
- A to było co...jakiś miesiąc temu? - na widok drapieżnego uśmieszku dziewczyny skulił się w sobie.
- Czyli zorientowałeś się PONAD miesiąc temu i nic nie mówiłeś? PONADTO mnie unikałeś...
- Ja nie...
- NIE PRZERYWAJ KIEDY MÓWIĘ! No więc unikałeś mnie i widziałam jak gapiłeś się na każdego faceta, który mnie podrywał...hmmm czyli twierdziłeś, że facet który nie przyznaje dziewczynie, że ją kocha to "ciota"....
- No nie do...końca...JA...znaczy MY...to inna sprawa i...
- Uhhh czy ja zawsze muszę przejmować stery?
- Ale o co... - dziewczyna mocno pociągnęła go za poły płaszcza i mocno go pocałowała. Wojtek jak to Wojtek zorientował się dopiero po chwili co się dzieje, więc dopiero po chwili ujął jej twarz w swoje wielkie dłonie i oddał pocałunek z równą zawziętością co jego już oficjalna ukochana.


A więc tak (TAAA wiem, że nie zaczyna się od "a więc" ale..."deal with it") BARDZO BARDZO ALE TO BARDZO PRZEPRASZAMY <pokłon> za brak notek w ciągu - jeśli dobrze liczę - 3 miesięcy. Cóż tylko winny się tłumaczy ale WAM - czytelnikom - coś się należy, nie? Cóż część musimy zwalić na nasze studia - ba dum tsss - które są złem (Zaprawdę powiadam wam, studia to zło! I nikt mnie nie przekona, że jest inaczej xD) oraz brak twórczej weny ... każdego dopada, więc...mamy nadzieję, że chociaż ociupinieczkę nam wybaczycie i ... no, skończmy na tym, że wybaczycie :D Enjoy our piece-of-art. Do następnego, i na litość Merlina - I promise, że teraz będzie szybciej. Jest na papierze (internecie) no. Teraz nie możemy się wymigać :D