sobota, 11 kwietnia 2015

You're the one that I want.

- Wiesz, że jesteś idiotą?- spytała Paulina, kiedy już oderwała się od Wojtka.
- Wiem- zaśmiał się Wojtek.
- Wyjaśnisz mi coś?- Paula sugestywnie popatrzyła na chłopaka, na co on pokiwał tylko głową.- Z kim się biłeś?
- Czy to takie ważne?- bramkarz nie chciał wdawać się w szczegóły, jednak dziewczyna była nieustępliwa.- Laurent...
- Czy was pogrzało?!- Paula po raz kolejny tego wieczora się zdenerwowała.
- Nie mogłem pozwolić na to, żeby ten śmieć dalej mówił, że jesteś jego!- Wojtek też podniósł głos. Paulina popatrzyła na niego ze łzami w oczach.
- To miłe- zaśmiała się cicho.
- Zostałem twym rycerzem?- spytał z nadzieją w oczach.
- Nie zostałeś!- Paula szybko sprowadziła go na ziemię.- To było dziecinne, nieodpowiedzialne i...- dziewczyna nie skończyła swojego wywodu, bo Wojtek zamknął jej usta pocałunkiem.
- Mówiłaś coś?- zaśmiał się.
- Mówiłam.. Ale o takim zachowaniu jeszcze pogadamy!- Paula pogroziła mu palcem.- A teraz mam nadzieję, że posiadasz zapasowy garnitur, bo tak to się pokazać nie możesz!
- BAAA! Całą gamę zapasowych garniturów...A pojedziesz ze mną? - dziewczyna nie mogła się oprzeć temu szczenięcemu wzrokowi... Niech diabli wezmą facetów i ich śliczne oczy UHH! Westchnęła.
- W końcu ktoś cię musi przypilnować- zaśmiała się, a chłopak złapał ją za rękę i pociągnął w kierunku stojącego nieopodal samochodu.

- No już już, wyglądasz cudownie...
-JACK! Ja wiem, że wyglądam cudownie, ale co jeśli jeśli...spadnę i mi się sukienka podrze i mi wszystko będzie widać albo...
- Wszystko powiadasz... ?- Jack sugestywnie poruszył brwiami. Monika trzepnęła go mocno w potylicę, na co ten zaczął jęczeć. A niech ma - zboczeniec jeden!
- Kretyn. - blondynka ostentacyjnie odwróciła głowę od ukochanego i wymownie parsknęła.
Aaron i Klara zachichotali cicho, kiedy Wilshere przytulił mocno wkur...zoną Monikę i głośno cmoknął ją w czółko.
- AWWWW Nasze Pysiaczki Misiaczki znowu pogodzone! - który to już raz Klaro najdroższa podczas pół godzinnej drogi?
- Aaron'ie Kochany moje statystyki powiadają, że to jest dziewiąty raz - chyba, że doliczyć do tego dwie sprzeczki w domu - to wtedy to jedenasty. - Klara z miną naukowca podała fakty "na gorąco".
Blondynka prychnęła na swoją kuzynkę i jej narzeczonego. Jednak po chwilę rozpłynęła się w silnych objęciach bruneta. AHHHHH lepsze niż nutella!
- Nie słuchaj ich - są zazdrośni bo oni nie tworzą tak uroczej, inteligentnej, sławnej i uwielbianej przez tłumy ludzi...
-...skromnej... - Aaron cicho parsknął.
-...I NAJLEPIEJ DOBRANEJ - Jack posłał jadowite spojrzenie w kierunku Klary - pary pod słońcem. - Monika cicho zaśmiała się na to i pokiwała głową w zrozumieniu. Klara w odpowiedzi pokręciła oczami. Jednakże dla Aaron'a Ramsey'a była to wielka obraza dla jego damy serca, jego i jego męskiej dumy!
- Że co proszę?! BITCH PLEASE! To nas uwielbiają tłumy, to my jesteśmy ze sobą o kilka lat dłużej cieniasie! To MY...
- AH TAK?!- Monika z uniesioną brwią patrzyła jak Jack i Aaron kłócą się kto tworzy lepszą parę. Na parkingu. Przestała wierzyć w ludzkość.
- TO JA I MONIA jesteśmy młodzi, piękni i nie wyspani...zaraz co? - Wszyscy wkoło zarechotali na powiedzonko Moniki, które tak często musiała używać, że aż przeszło na jej drugą połówkę.
- Ale to JA i KLARA bywaliśmy na salonach, kiedy ty jeszcze mleko miałeś pod nosem frajerze!
- Ah doprawdy staruchu?! A JA I... - Klara i Mądrzejsza Połówka Wilshere'a westchnęły ciężko i pod rękę skierowały się w stronę wejścia. Zanim oni skończą......

- Czerwony czy zielony? - Wojtek pomachał przed sobą nerwowo krawatami. Paulina przewróciła oczami.
- Oczywiście, że zielony - pod moją sukienkę skarbie - uśmiechnęła się szeroko. Brunet w odpowiedzi rzucił w Paulinę czerwonym krawatem i wystawił jej język.
- Bardzo dorośle panie Szczęsny.
- Oczywiście, jak zawsze - odparł z szerokim uśmiechem.
Paulina z uniesioną brwią obserwowała jak jej chłopak <mentalny taniec zwycięstwa> próbuje zawiązać sobie krawat. Kluczowe słowo - próbuje.
- Daj to ciamajdo, z twoim tempem to do północy nie wyruszymy, a i tak jesteśmy godzinę w plecy przez twoje pindrzenie i..
- Jakie pindrzenie, jakie pindrzenie?! Czy wy kobiety myślicie, że wybór dobrego garnituru na taką okazję jest proste? Przecież jest tyle możliwości! Garnitur czy smoking?....
- Zawsze masz garnitur.
- Krawat czy muszka?
- Krawat lub nic.
- Gładki czy w prążki?! - szeroko rozwarte w komicznym przerażeniu oczy wywołały w dziewczynie śmiech.
- Zawsze czarny gładki. Ogarnij się człowieku - mówisz mi o tak wielkim wyborze... - dziewczyna znacząco wskazuje na garderobę -... a ty masz tylko SAME CZARNE GARNITURY!
- Łoj tam łoj tam.
Paulina zabrała się za wiązanie krawatu. Wojtek stwierdził, że jego dziewczyna <wewnętrzny taniec jaskiniowca> wygląda pięknie. Nie seksownie, nie gorąco. Pięknie. Gdyby nie dbał o swoją męskość pewnie by się rozpłynął. Fizycznie. Dziewczyna była ubrana w długą, butelkowo-zieloną...SKĄD JA NA MIŁOŚĆ BOSKĄ WIEM CO TO BUTELKOWA ZIELEŃ?!...długą sukienkę, odpowiednio eksponującą jej kobiece kształty. *ALERT! Wojciech Sz. wyraża swą aprobatę. Na jej twarzy nie było gładzi szpachlowej...Dzięki ci! Ciężko potem się zmywa ten niemiły posmak w ustach, jak się całuje takie coś...Szczęsny zadrżał wewnętrznie. Zauważył tylko kolor na oczach. Jakkolwiek się to nazywało - wyglądało bardzo ładnie na Jej twarzy.  *ALERT! Wojciech Sz. wyraża swą aprobatę. Na głowie miała coś w rodzaju niechlujnego koka, którego zrobienie - dał sobie rękę Jack'a uciąć - kosztowało jego wykonawcę parę godzin. Ogólne noty Wojciecha Szczęsnego - TAK TAK TAK. DING! DING! DING! 3xTAK! Przechodzisz dalej! 

Paulina nieświadoma rozwoju myśli swojego <pisk> chłopaka, z największa uwagą wiązała mu krawat. Przygryzła wargę, by osiągnąć większe skupienie duchowe. Oczy chłopaka zauważalnie pociemniały, a jego oddech stał się lekko urywany. Paulina zmrużyła oczy i pokiwała głową z usatysfakcjonowaniem. Przejechała powoli dłońmi po klapach jego marynarki. Spojrzała na niego spod rzęs i, ponownie, przygryzła wargę. Wojtek cicho warknął (WTF! I've become animal!) i przycisnął ją do ściany. Wielkimi dłońmi przejechał po jej ramionach. Widok gęsiej skórki na jej ramionach, spowodował uśmieszek na jego twarzy. Na pewno nie z zimna.... Mało nie zamruczał z zadowolenia. Oczywiście z siebie. Zmiażdżył jej usta agresywnym pocałunkiem. Był pewny swojej wygranej. Dopóki nie poczuł ugryzienia. Na wargach, Swoich.
- AŁAAA! Ał ał ał ał ał...
- Oj skończ już jojczeć! Mamy jechać na bal charytatywny. CHA-RY-TA-TY-WNY! A tobie, wielkiemu żigolakowi, zachciało się jakiegoś pornosa...
- To już dziewczyny swojej nie można pocałować?! - zawył zraniony Szczęsny. Dziewczyna na ten widok zachichotała i czule pocałowała go, w już nie krwawiącą wargę.
- No już ty mój ogierze. Teraz mamy imprezę na której musimy być.- brunetka udała się w stronę drzwi, jednak nagle zatrzymała się i z kokieteryjnym uśmieszkiem spojrzała na niego.
- Może kiedyś dokończymy - chłopak z niedowierzaniem spojrzał na Paulinę...Ale przecież ale...ale...- "Może" ?! - zapiszczał niczym zraniona łania - "Może"?! Paulina kicia no nie bądź taka no weeeź....
-  Kicia to ty sobie mogłeś mówić do Godzilli, a nie do mnie!- Paula strzeliła focha.
- Ale...
- Zamilcz, jeśli nie chcesz sobie bardziej przerąbać!- Paula groźnie z popatrzyła na Wojtka, który już bez szemrania ruszył za dziewczyną, która tylko uśmiechnęła się pod nosem.

Tymczasem Klara z Moniką, przywitały się z Arsene oraz jego żoną, i zostały porwane przez partnerki piłkarzy na małe ploty.
- Kira, widziałaś może Paulę gdzieś tu?- spytała zaniepokojona Monika, która nigdzie nie mogła zlokalizować swojej przyjaciółki.
- Nie- dziewczyna pokręciła przecząco głową, i wtuliła się w Theo. Monia tylko na ten widok się uśmiechnęła i puściła oczko Theo.
- Ja wiedziałam, że to jest porąbany pomysł, żeby ona tu sama jechała!- Klara wyraziła dosyć stanowczo swoją opinię.
- Przecież wiesz, że jak ona się na coś uprze to jest gorsza ode mnie!- zaśmiała się Monika.- Może po prostu zrezygnowała z imprezy przez Wojtka.
- Myślisz?- Klara zaczęła rozglądać się po sali.- Ale jego też nigdzie nie widać!
- Mówicie o Ścięznym?- do rozmowy włączyła się Kira, na co dziewczyny pokiwały głową.- Widziałam go jak z obitą mordką zbierał ochrzan od trenera. Był z nim ten obrońca...
- Laurent?!- spytały w tym samym czasie kuzynki. Monika spojrzała na partnerkę mężczyzny. Jej oczy rozszerzyły się do wymiaru pięciozłotówek.
- MARIOLA?!?!?!?! - zapiszczała.

Monika, widząc uwieszoną na ramieniu Koscielnego przyjaciółkę, aż się zachłysnęła. CO ONA TU ROBI?! 
- Ohh cześć Malwinko! - osoby wokół aż skrzywiły się na wysoki rejestr "przyjemnego" głosiku.
- Moniko - warknęła z wściekłością Monika. Jack, widząc zdenerwowanie swojej drugiej połówki, przycisnął ją mocno do siebie. Dziewczyna z wdzięcznością oparła się o ramie bruneta.
- JACK! JAK MILUSIO CIĘ ZOBACZYĆ! - i z tym, nie zważając na Polkę, ujęła w swe macki...ekhm...dłonie twarz Jack'a i z głośnym cmoknięciem potraktowała jego policzek. - Mam nadzieję, że teraz będziemy spędzać duuuużo czasu razem!

Biedny Jack nie wiedział co robić. Był zagubiony niczym szczeniak. Dlaczego ona do cholery do mnie gada?! Z tego co pamiętam to ledwo dwa słowa ze sobą wymieniliśmy ... I to go właśnie przerażało. Widział na jej głupiej twarzy (tylko twarz Moniki jest piękna i inteligentna!), że coś knuje. Lekko skręcił się pod naporem kalkulującego wzroku blondyny. Chciał się od niej odsunąć jak najdalej, jednak ta wepchnęła pod jego drugie ramię rękę i mocno zaczepiła się szponami. Spłoszony niczym łania patrzył się na to. Na dodatek znajdował się pod ciskającym gromy pięknych oczu Moniki. Im dłużej się na niego tak patrzyła tym bardziej się kurczył. JA NIE CHCE MONIKAAAA!!!!

- Jack'uś skarbie może mnie odprowadzisz do stołu! OH TAK! To świetny pomysł! Brawo Ja! - i z tym pociągnęła biednego "Jack'usia" za ramię, tym samym powodując "odhaczenie" jego drugiego ramiona z ramion Moniki. Blondynka, patrząc na to co ta zdzira! wyprawia z JEJ chłopakiem mało nie dostała apopleksji! A TEN KRETYN NAWET SIĘ NIE SPRZECIWIŁ! PAJAC! Z wściekłością ruszyła w stronę przeciwną niż jej stolik.

Laurent z szerokim uśmiechem patrzył się na zaistniałą sytuację. Z kolei Klara patrzyła na niego z uniesioną brwią.
- Wybacz o pani, przynieść ci szampana? Wina? A może coś mocniejszego? - z szarmanckim uśmiechem podał jej dłoń, by poprowadzić ją do baru. Jednak ta zmarszczyła brwi.
- Nie wiem co knujecie ale wiedz, że nie uda się to wam.
- Ależ Klaro kochana, ja?! Ja miałbym coś knuć?? Ranisz mnie takimi podejrzeniami.
Klara nie czuła się zbyt komfortowo w pobliżu tego człowieka. Rozglądała się nerwowo za Aaron'em, jednak tego znowu wcięło! Pewnie przy bufecie jest GHGRHGRHRG!
- Odsuń się. Z tego co pamiętam to zalecałeś się do Pauliny, a teraz...
- Zalecałem? HAHAHAHAHA No ciekawie to ujęłaś Klara skarbie, jednak... - objął ją ramieniem i przyciągnął do siebie -...masz rację. Paulina mi się podoba. Ona. Będzie. Moja. - z szerokim uśmiechem wyszeptał do jej ucha. - Ale może przed tym chciałabyś się oderwać od tego kretyna, którego nazywasz swoim narzeczonym i zobaczyć co...- Klara czuła się mocno niekomfortowo, kiedy zaczął masować jej kark - .. potrafi prawdziwy mężczyzna...
- Ja ci z chęcią pokaże co potrafi prawdziwy mężczyzna! - wysyczał Ramsey z wściekłością wymalowaną na twarzy. Klara odetchnęła z ulgą. Wyrwała się i w trybie natychmiastowym wtuliła się w ramiona ukochanego. Aaron przytulił ją mocno. - Mam nadzieję, że to był pierwszy I ostatni raz Koscielny, kiedy zbliżyłeś się na mniej niż 5 metrów do MOJEJ narzeczonej. Inaczej konsekwencje poczują twoje prawnuki, jeśli będziesz w stanie choćby spłodzić dzieci.

Laurent, mimo swojej aroganckiej postawy, poczuł się delikatnie niekomfortowo pod naporem spojrzenia Ramsey'a. Mimo iż brunet nie wrzeszczał, wyzywał i nie wyklinał Koscielny'ego, to wydawał się jeszcze bardziej... groźny, kiedy spokojnym tonem o konsekwencjach podrywania jego damy serca.
- Nie spinaj się tak Ramsey. Tylko umilić czas twej damie serca chciałem. - i z tym szybkim tempem się oddalił.
Klara odetchnęła i pocałowała swojego bruneta.
- Dziękuję. Nie wiem co mu odbiło. Zaczął do mnie się kleić i... - przerwał jej mocny i agresywny pocałunek Aaron'a. Po chwili brunet przycisnął swoje czoło do jej.
- Obiecuję ci, że nawet nie spojrzy w twoim kierunku. - wyszeptał po czym, jak za dotknięciem różdżki, znowu stał się swoją bardziej "głupkowatą" odsłoną. - Chodź skarbie! Mają tam paluszki krabowe, które tak bardzo chciałaś zrobić! - Klara z rozmarzoną miną dała się pociągnąć w stronę bufetu. Wiedziałam, że TO jest mój Książę...

Monika, drżąc i ze łzami wściekłości w oczach, siedziała w szatni zawodników. Była tak zdenerwowana, że serce jej kołatało! Myślała, że Jack jest inny! Że nie patrzy się na rozmiar miseczek biustonosza i płaski brzuch. Jak widać pomyliła się. Wstrząsną nią niekontrolowany szloch. I przez niego zachowuję się jak te melodramatyczne aktorki z brazylijskich seriali Aaron'a! Wytarła twarz dłońmi. Przecież nie będzie pokazywać, że jego zachowanie, jakoś ją zraniło! Przecież jej w ogóle A W OGÓLE JACK WILSHERE NIE OBCHODZI!
- Jesteś tego pewna skarbie? - Monika podskoczyła. Już miała nawrzeszczeć na intruza, kiedy zobaczyła twarz Theo. Zmarszczoną twarz Theo.
- Nie rozumie co ci chodzi. - wymamrotała i, chcąc szybko dostać się do drzwi, szybko przeszła obok Walcott'a. Jednak ten złapał ją za ramię.
- Nie oszukasz mnie księżniczko. - wziął ja pod ramię i doholował do najbliższej ławki. - A teraz siadaj i spowiadaj się Wujaszkowi Theo Co się kroi w tej twojej łepetynce. No siadaj i gadaj. - Monika z oporem usiadła obok przyjaciela. Siedzieli tak dobry kwadrans w milczeniu. Theo nie poganiał dziewczyny. Widział, że ta bije się z myślami. W sumie dość często to robiła. Zamiast słuchać przysłowiowego głosu serca to ta za swym feministycznym rozumem szła. Nigdy nie zrozumie kobiet, ale Monika jest jego najlepszą przyjaciółką. Dzięki niej spotkał się ze swoją obecną dziewczyną...

- THEO?!THEO?!THEOOOOO?!?!?! - wrzask Moniki wyrwał go z pięknego snu, gdzie mógł bez oporu zjadać wszystkie słodycze świata. Przecież nie tyko Jack jest wielbicielem słodyczy. On ma swoje sposoby na szmuglowanie ich pod nosem trenera. Oczywiście nie jest taki głupi, żeby nosić wszystko na treningi. Pfff i jeszcze te parędziesiąt okrążeń? Chyba by skisł przed 40! No ale nie wszyscy są tak inteligentni jak....
- THEOOOO!
- NO JUŻ IDĘ! - wywrzeszczał. Doprawdy ta dziewczyna nie posiada w sobie ani uncji cierpliwości. Mimo wszystko uśmiechnął się. Oczywiście on zakochał się w niej w tej pamiętnej dyskotece. I mimo, że ona teraz była z Jack'iem to cieszył się. Widzi, że nie byli sobie jakkolwiek to głupio nie zabrzmi, przeznaczeni. Świetnie wyglądali z Wilshere'em, a ich kłótni osiągają już status epickich. Teraz kochał ją jak młodszą siostrzyczkę.
- THEO WSTAWAJ WSTAWAJ WSTAWAAAAAAJ! - z tym blondynka rzuciła się na biednego Theo. Młodszą WKURZAJĄCĄ siostrzyczkę.
- Już idę! Nie możesz poczekać minuty dłużej tylko tak bezkarnie na mnie wskakiwać? - wskazał na siebie. - A ja jeszcze w takim negliżu! - zapiszczał niczym wstydliwa panienka - A może TO jest twym celem! Wilshere ci  nie wystarcza i musisz udać się do prawdziwego mężczyzny. Nie bój się mała - wskazał na swoją klatę - możesz się patrzyć ale lepiej nie dotykaj bo zgłoszę to na policję. - blondynka na widok jego zawadiackiego uśmieszku, rzuciła się na niego z pięściami.
- FRAJER! Mój Jack ma o niebo lepszą klatę- i wystawiła mu, niczym poważny dorosły, język. Widząc to Walcott przewrócił oczami.
- Doprawdy, bardzo dojrzałe zachowanie - na to Monika zachichotała i rzuciła się z powrotem na jego łóżko.
- Spiesz się Walcott. Nie mam dużo czasu. Ubieraj się i podbijamy Londyn! - wyrzuciła swoje ręce w górę i zaśmiała się głośno. Na ten widok tylko pokręcił głową i udał się do łazienki.

- No gdzie mnie ciągasz chochliku zdradziecki!? - Monika zaśmiała się na to i mocniej szarpnęła jego ramieniem. - A tak w ogóle, gdzie masz rodzinkę z Polski?
- AAAA pojechali gdzieś. Bliźniaki chcieli jeszcze zawinąć do Irlandii. - machnęła ręką. - Mówili, że jeszcze wpadną. Gdzieś po tym balu czy coś takiego. - machnęła znowu ręką. Po chwili stanęli przed cukiernią.
- Theo skarbeńku. Oto - wskazała dramatycznie na budynek przed sobą - najlepsza polska cukiernia w Londynie! - Zmarszczył brwi ne za bardzo wiedząc do czego dąży mała blondynka. - No i cel jest taki, że chcę abyś posmakował naszych polskich specjałów. Szarlotki, serniczki, konfiturki...mmm, aż mi ślina cieknie! CHODŹMY! - i pociągnęła go w kierunku cukierni o wdzięcznej nazwie "Sowa".

- Hmm a może to? Nie nie to...a może jednak tamto? Co o tym myślisz Theo?
- Myślę, że ja już swoje zamówienie złożyłem pół godziny temu, a ty jeszcze nawet jednego zamówienia nie złożyłaś. - odpowiedział z profesjonalnym poker fejsem Wacott.
- Dzień dobry państwu może jednak w czymś pom...MONIKA! - urocza rudzina pojawiła się obok nich jakby z powietrza. Theo miał już odburknąć, że nie potrzebuje żadnej pomocy, kiedy ujrzał cudo. NIE! To anioł! Z oczami wielkimi jak pięciozłotówki patrzył na niewiastę przytulająca się do Moniki. Owa niewiasta miała nie więcej jak 1,60 cm wzrostu, długie ognisto czerwone włosy, wielkie zielone oczy i twarz niebiańską.
- .... no i jakoś tak wyszło, że jesteśmy tu! - wrzasnęła Monika, wyrywając go z szoku. Anioł zachichotał i przytulił jego przyjaciółkę. W tym momencie zazdrościł Monice. I to bardzo!
- Oh! Właśnie. Theo, to jest Kira. Moja nowa psiapsióła. Pracuje w tej cukierni. Mojej ulubionej, więc logiczne, że będziemy się kumplować. A to, jest mój najlepszy przyjaciel Theo Walcott. - blondynka z zawadiackim uśmiechem wskazała na Theo. Jego Anioł patrzył na niego z delikatnym uśmiechem i wielkimi oczami. Zakochał się. Zakochał!

Monika z radością patrzyła jak Theo patrzy na Kirę, niczym ślepiec, który pierwszy raz ujrzał słońce. Z kolei Kira, nigdy nie zwracając uwagi na osobników płci brzydkiej, uśmiecha się do niego i patrzy na niego jakby miała go zjeść.
Hihihihihihiihihihihi, jestem genialna!
- Mił...Bardzo miło mi cię poznać Aniele. - westchnął Theo z rozmarzonym wzrokiem cielęcia, na co dziewczyna spłonęła rumieńcem. Z kolei Monika zarżała ze śmiechu. Tak, są odpowiedni niczym dwie połówki jednej pizzy.

...Dopiero potem Monika przyznała się, że zawierzyła swojej intuicji matrymonialnej i to, że go tam zabrała nie było przypadkiem. Pokręcił głową. Czasem zastanawiał się nad umysłem Moniki. Potrafi zobaczyć uczucia innych, a nie umie zobaczyć jak Jack kocha ją do szaleństwa. Wie, że dziewczyna nie robi tego specjalnie. Cały czas widzi, jak tamta jest niepewna. Tego jak wygląda przy nim. Tego, że może nie sprostać oczekiwaniom Wilhere'a. Tego, że w końcu odstraszy go swoją zołzowatą naturą. Ehhhh co ja z wami mam dzieciaki.

Wewnętrzny monolog przerwał mu cichy szloch. Ze zdziwieniem spojrzał na płaczącą Monikę. Szybko otrząsną się i mocno ją przytulił. Mimo, że nie umiał się obchodzić z płacząca kobietą, to płacząca Monika było czymś czego nie chciał widzieć, ani słyszeć. Wciągną ją na swoje kolana i zaczął uspokajać. Po chwili płacz zamienił się w czkawkę.
- On mnie zostawi prawda? - spojrzał ze zdziwieniem na dziewczynę.
- CO TY PIEPRZYSZ MONIKA?! - kiedy odzyskał głos po tym co usłyszał wściekł się.
- Na pewno nie ciebie...
- Nie jesteś w ani jednym calu śmieszna blondyna! Gadaj co ci tam łazi po głowie, bo czytać w myślach nie umiem - warknął z zniecierpliwieniem Walcott.
- No bo...no bo... - cierpliwie czekał, aż ta wydusi swoje myśli - ... bo ja, co ja jestem! Co JA mogę mu zaoferować?! Ani ja jakaś ładna, nie mam ani twarzy, ani jakiegoś ciała modelki. Nie mam kasy, jestem ledwo po liceum! Nie wiem co zrobić ze swoim życiem!...Ja nie mam żadnego doświadczenia ani jako "partnerka" ani w sprawach łóżkowych! Ja... ja nawet nie przypominam tych lasek co on z nimi łaził! Ciągle zachowuję się jak na okresie i ja to wiem. WIEM! A on? Nie dość, że ma i wygląd, i pracę... to ma na dodatek wianuszek dziewczyn czekających na jego skinienie! I powiedz jak ja...jak ja mam niby konkurować z którąś z tych dziewczyn....Choćby i z Mariolą. Może i głupia ale chyba bardziej pasuje do niego, bo jest ładna i zarabia pieniądze jako modelka! Ona chyba bardziej do niego pasuje, nie ja! Jakaś szara myszka z polskiej wiochy, której nawet na mapie nie ma! Zresztą boję się Theo, tak się boję, że jestem tylko chwilowym urozmaiceniem jego życia. Że pobawi się i zapomni. Ile razy widziałam, jak moje najbliższe osoby to przeżywały. A ja nie...chcę tak... - po czym znowu się rozpłakała. Był zszokowany. Prawda, że już raz odbyli taką poważną rozmowę. Ale teraz... widział, że jej cholernie na tym patafianie Jack'u zależy. Westchnął i ponownie zaczął się kołysać uspokajająco z Moniką.
- Monia po pierwsze uspokój się. Chyba nie chcesz, żeby ten uroczy makijaż spłynął wraz z twoimi łzami. - dziewczyna siąknęła i z załzawionymi oczami spojrzała na przyjaciela. - Po drugie chyba musimy sobie wyjaśnić parę rzeczy. Jesteś już ze mną? - w odpowiedzi kiwnęła mu głową.
- A więc...Tak wiem, że się nie zaczyna zdania od "a więc"! Na Boga, mogłabyś mi darować, kiedy próbuję cie pocieszyć? - szturchnął ją przyjacielsko, na co na twarzy Moniki pojawił się mały uśmiech. - No więc... Jack....Jack nie jest skomplikowany Monia. Może i wcześniej był Casanovą od siedmiu boleści... - tutaj zaśmiał się cicho - ...ale od kiedy na niego skoczyłaś wtedy...Nigdy nie widziałem go tak....zaangażowanego w sprawę jakiejś dziewczyny. Na prawdę. Kiedy jeszcze podobałaś mi się... - spojrzała na niego urażonym wzrokiem - ... jak dziewczyna potencjalnemu zalotnikowi, Monia. Ja ci nigdy nie ujmę urody. Jesteś jedną z najpiękniejszych dziew...nie, kobiet. I niech nikt ci inaczej nie wmówi! Wtedy będę musiał komuś sprać poważnie ryja. A chyba nie chcesz, żebym za kraty poszedł. - Monika zaśmiała się na łobuzerski uśmiech chłopaka. - No właśnie, na czym to ja...aaa już wiem. I na prawdę nie wiem skąd u ciebie biorą się te kompleksy?! Nie masz się czego wstydzić, a mówiąc, że Mariola, MARIOLA!, ze wszystkich osób na świecie jest od ciebie lepsza jest po prostu śmieszne! To, że ty myślisz, że musisz z kimś konkurować jest śmieszne! - blondynka popatrzyła na niego nierozumiejącym wzrokiem. Theo westchnął na to. - Jack 24 godziny 7 dni w tygodniu myśli tylko o tobie. Nawet jedzenie zeszło na drugi plan - brunet przewrócił oczami - a to już jest coś. W koło na treningach słyszymy: "Ahhh jaka Monisia jest cudowna, a jaka mądra, a jej oczy są piękne, niczym szafiry!" ... W ogóle niepokoi mnie, że Jack zna takie nazwy. - Monika ze zdumieniem patrzyła się na niego. Przecież, Jack tak się nie zachowuje. Normalnie się kłócą, a jak się kłócą to Jack wygląda jakby miał ochotę ją wyrzucić z piątego piętra pod nadjeżdżający tir. A nawet i dwa!

Theo widząc jawny sceptycyzm w jej oczach westchnął. Po raz chyba setny w tej godzinie! THAT'S IT! KONIEC CACKANIA!
- Moniko Szczebiocińska! - spojrzała na niego z szeroko rozwartymi oczami. Jeszcze żadnemu obcokrajowcowi nie udało się tak dobrze powiedzieć jej nazwiska! Chyba na serio jest wściekły... - Przestań zachowywać się jak melodramatyczna podrzędna aktoreczka i weź się w garść! Nie lubię się powtarzać, ale zrobię to OSTATNI raz! Jack Wilshere cię KOCHA! Kapiszi? Kocha jak ten idiota i przestać nie może. Ciągle tylko gada o tobie, mówi jaka to nie jesteś wspaniała! Że jesteś inna niż te pustaki, które myślą tylko jak dostać się do jego zer na koncie. Więc przestań wątpić w niego i ogarnij się! A po drugie, może doszło by do ciebie, że ty tez powinnaś o niego walczyć a nie tylko on o ciebie. Mówiłaś,że nie lubisz, kiedy laski myślą, że to facet wszystko powinien w związku robić, ale powoli zamieniasz się w jedną z nich! - oczy dziewczyny rozszerzyły się, jednak po chwili pojawiło się w nich zrozumienie. - Więc załóż swoje feministyczne spodnie i walcz z tą harpią o swojego faceta! I mam nadzieję, że to jest ostatnia taka rozmowa jaką przeprowadzamy! - Monika, aż odchyliła głowę od naporu słów. Rozejrzała się. Dziwne nawet nie zauważyłam jak mnie zrzucił. Pajac.

Theo patrzył jak blondyna się zbiera z podłogi. Upss....to nie ja! Ze zdeterminowaną miną otarła resztki niepotrzebnej "cieczy" z twarzy i poprawiła sukienkę. Jeszcze tylko szybkie spojrzenie w kierunku lusterka. Dzięki Ci Panie Boże za wodoodporny makijaż.
-
No Theodorze! - popatrzył na nią morderczym wzrokiem. Nienawidził, jak tak do niego mówiła - Ruszamy ocalić Mojego Pajaca ze szponów harpii.

Hej!Hej! Wiemy, miało być dawno temu, a jest dopiero dziś, za co bardzo przepraszamy! Dziękujemy wszystkim, którzy jeszcze czytają naszą historię:) Może ujawnią się te osoby, które tutaj zaglądają?^^ No nic, tyle przemówień:) Pozdrawiamy!:)

czwartek, 29 stycznia 2015

Glad You Came.

Z uśmiechem patrzyła się w sufit. Od kiedy Jack i ona wyjawili sobie swoje głęboko skrywane uczucia (o których wiedział każdy, oprócz nich samych) minęło już 5 godzin i 13 minut. A ona nadal czuje się jak na haju. Ponadto Jack oficjalnie zaprosił ją na bal charytatywny (pisk), który odbędzie się już...  no cóż dzisiaj. Monika jeszcze raz pisnęła, ale cicho, aby nikogo nie obudzić.
-Monika pało zamknij się, bo normalni ludzie chcą spać!!! - wywrzeszczała z pokoju obok już zdrowo zdenerwowana Paulina.

Monia na to cicho zachichotała. Zakryła dłonią buzię, bo nie mogła się powstrzymać od napadu wesołości. Zwinęła się w kłębek i poczęła się śmiać niczym uciekinier z zakładu psychiatrycznego. Przecież świat jest taki piękny. I Jack. I Jego oczy. I Jego uśmiech. I Jego....WSZYSTKO! Blondynka pisnęła po raz wtóry i wesoło zakopała się w pierzynie... O ile można "wesoło zakopać się w pierzynie".

Paulina ciężko westchnęła. Zastukała (mocno) po raz enty tego wieczoru... już nocy w ścianę. No na Boga, ona wie, że Monika jest szczęśliwa ale chyba nie musi z tego powodu chichrać się jak wariatka jakaś. Przycisnęła głowę do poduszki, kiedy znowu usłyszała radosny skowyt swojej przyjaciółki. Przynajmniej JEJ się udało z facetem. Ona może co najwyżej liczyć na kretynów wokół niej. Niby zawsze miała powodzenie, a tu taka heca i okazuje się, że to jej przyjaciółka, wieczna feministka znalazła miłość swojego życia. Broń Boże jej tego nie broniła... no może troszkę, ale tak tyci tyci zazdrościła ale to nic. To była ta dobra zazdrość...O ile TAKA zazdrość istnieje... Sama bardzo marzyła o mężczyźnie, który będzie ją kochał i tyle! Nic więcej! Nawet nie musi być bogaty czy jakoś zabójczo przystojny czy mieć Nobla z chemii. Czy ona tak wiele wymaga? Chyba tak, skoro przyciąga samych frajerów. Mimowolnie przed jej oczami pokazała się twarz nikogo innego tylko Wojciecha S. Skrzywiła się i próbowała przegonić jego mordę sprzed oczu. Wiedziała, że nie powinna o nim myśleć, bo prowadzi to jej uczucia na pustynię cierpień. Cholera - znowu o nim myślę. TO się nie uda. On jej nie kocha, a ona... no cóż. To jest nie ważne. Przycisnęła głowę do poduszki, gdy usłyszała kolejny radosny skowyt Moniki. Warknęła i mocno walnęła w ścianę.
- Monika!!!! - W odpowiedzi usłyszała KOLEJNY chichot. Chyba Monika nie bez powodu jest blondynką.

Brunetka westchnęła. Mimo wszystko myślała, że Wojtek przynajmniej zaprosi ja na ten bal. I z tą myślą oraz przy akompaniamencie śmiechu jej blond przyjaciółki zasnęła.

Aaron z ulgą wyjechał z jego domu. Bo to, co się w nim akurat działo, nie można nazwać normalnym! TAM się dział istny chaos! Klara i Amelia biegały w tę i z powrotem z jakimiś pędzlami dooo...Aaron podrapał się po czaszce i spróbował sobie przypomnieć...DO CZEGO BYŁY TE CHOLERNE PĘDZLE?! Hmmm Klarcia miała w drugiej takie pudełko z kulkami jakimiś...hmm MAM! Pewnie te kuleczki trzeba miętosić pędzlem, żeby były dobre do zjedzenia! I z tym uroczy brunet klasnął w ręce (tak, on MA 24 lata!). Myśli Ramsey'a powróciły znowu na poprzedni tor zwany "Dziwne poranne zachowania domowników pomieszkujących u najlepszego, najprzystojniejszego, najsłodszego, najseksowniejszego, najinteligentniejszego, najzabawniejszego, najbardziej uzdolnionego piłkarza, który posiada tudzież ówdzie najbardziej czarujący uśmiech...etc etc."... Aaron uśmiechnął się zadowolony do swoich myśli i z mile połechtanym przez siebie ego powrócił W KOŃCU na właściwy tor myśli.

Zauważył, że Monika zachowywała się jak...no cóż... nie Monika. Najpierw go przytuliła, a potem, o zgrozo, pożyczyła dobrego treningu. No i kazała ucałować Jack'a. Aaron wzdrygnął się na samą myśl o tym. Ojciec Moniki chodził jakiś taki na wpół radosny na wpół zdezorientowany. Pewnie sam do końca nie ogarniał, że jego córka ma TAKIEGO chłopaka. Nie dziwił mu się. Gdyby JEGO córka za takiego Jack'a się wzięła to chyba w łeb by sobie strzelił. Ale najpierw Wilsher'owi. Męska część dzieciarni Szczebiocińskich zachowywała się jak zawsze, czyli jak wypuszczeni z buszu. Jednak martwiła go Paulina. Chodziła jakaś taka niemrawa. Nie uśmiechała się ani nic. Podejrzewał, że to ma coś wspólnego z Wojtkiem. Pokręcił głową na poczynania jego przyjaciela. A właściwie ich brak. Koscielny już nie był widywany z Pauliną, więc Szczęsny miał wolną rękę, ale nieeeeeeee. Ten kretyn w ogóle nie starał się o Paulinę. Właściwie jej unikał. Ale kiedy tylko jakiś facet podchodził do dziewczyny to zachowywał się jak jakiś samiec alfa. Odstraszał tamtych. Patrzył na nich tym zabójczym wzrokiem, który może rywalizować z morderczym wzrokiem ich trenera....A TO JUŻ COŚ! Ale nadal sam nic nie robił!!! O NIE! Tylko czekać, aż zacznie warczeć i w ogóle! Jeszcze brakuje, żeby obsikał Paulinę na znak, że ONA jest jego...uhhh pokręcił głową. TO nie był przyjemny widok! W-O-G-Ó-L-E!

Aaron czuł się niczym bohater tych brazylijskich telenowel, które po kryjomu oglądał. Ponadto myślał, że Wojtek przynajmniej zaprosi ją na bal... ale tu Szczęsny po raz kolejny udowodnił swój kretynizm wrodzony. I tutaj chyba leży przyczyna widmowego zachowania dziewczyny. Brunet po raz nie wiadomo który westchnął i zaparkował przed stadionem. Może krótki trening oderwie go od tego całego miszmaszu życiowego.

Wojtek z zaciekłością bronił wszystkie piłki. A szczególnie te posyłane przez Koscielnego. Frajera, który myśli, że może być z tak wspaniałą dziewczyną jak Jego Brunetka czyt. Paulina. Czekał na ten dzień już od dawna. To właśnie dzisiaj wyzna dziewczynie swoje uczucia. Plus pokaże temu kretynowi, że Paulina jest jego! Koniec kropka i dwa przecinki, O! Pluł sobie w brodę, że jej wczoraj nie zaprosił... ale najzwyczajniej w świecie zapomniał, a potem stwierdził, że nie będzie tego robić na ostatnią chwilę...jakby dzień wcześniej nie było na ostatnią chwilę... Szczęsny pokręcił głową i warknął - cholerne wewnętrzne głosy! Ale... no cóż jest facetem i czasem zdarza mu się nie myśleć. Zaczynam brzmieć jak Monika w czasie jej feministycznych wykładów... Nadal nie może się nadziwić, że Jack jest z kimś tak... różnym, z braku odpowiedniego słowa.

- Wojtuś przestań bujać w obłokach i wracaj do treningu! - Chłopak skrzywił się na donośny głos trenera. Warknął, kiedy usłyszał obok siebie szyderczy rechot Koscielny'ego.
-Czego chcesz?! - Wysyczał Szczęsny.
-Ohh chcę Cię tylko uświadomić, że przegrasz. I to z kretesem. - Wojtek zmarszczył brwi.
-O co ci chodzi?
-A o to, że Paulina jest moja.
-Chyba w twoich snach frajerze. - Parsknął Wojtek.
-To się jeszcze okaże. - I z tym Laurent odszedł od wściekłego bramkarza. I to by było na tyle ze spokojnego treningu. Bramkarz klną jak szewc. Casanova od siedmiu boleści...
Całe zdarzenie zostało skwitowane uniesionymi brwiami pozostałych piłkarzy.

Theo z rozbawieniem obserwował to "przedstawienie". Od początku dało się wyczuć napiętą atmosferę. Mógł ja kroić nożem, jak jego ulubioną zapiekankę z makaronem... Dobra Walcott powrót do rzeczywistości! ...Atmosferę na stadionie mógł kroić nożem, a ten by i chyba się złamał. Wojtek i Laurent co chwila rzucali sobie rozjuszone spojrzenia, zaczepki, odczepki...lol, czuje się jakbym na facebook'u siedział HEHE... Normalnie nagrać ich i do Animal Planet...ale nie subowałbym...HEHE...Wiedział, że TO jest sprawą Pauliny, ale srsly - zachowują się jak dzieciaki, które biją się o samochodzik. Szkoda, że nie wziął ze sobą popcornu i krzesełka - normalnie kino akcji, komedia i parodia razem wzięte....takie par-om-ak...jeśli coś takiego w ogóle egzystuje... 

Brunet podrapał się po głowie i już chciał zawrócić w stronę wodopoju, kiedy to usłyszał warki, syki i inne zwierzęce odgłosy. Tam o właśnie obok bramki Wojtek i Koscielny "rozmawiali"... Co oczywiście jest eufemizmem od "ciskali w siebie gromami z oczu, a jakby mieli dzidy to by się nimi kuli". To tak w skrócie. Wymienił z Aaron'em znaczące spojrzenia i postanowili nie interweniować. Jeszcze się nam dostanie i będzie! Dzisiaj jest bal, a ja mam z limem chodzić - co to to nie! I z tą myślą Theo, bez żalu, odwrócił się plecami od bramki i pobiegł do upragnionego wodopoju.

Westchnięcie. Walcott z uniesioną brwią spojrzał na stojącego obok niego Wilshere'a. Cóż...ciekawy widok. Rozmarzona gęba, uśmiech od ucha do ucha...czy to ślina?!
- Jack'uś skarbie czy ty się dobrze czujesz? - w odpowiedzi uzyskał kolejny uśmiech pod tytułem: "Właśnie uciekłem z psychiatryka - nie przejmuj się" - Jack ale aby na pewno wszystko w porządku???
- Theodor....mówię ci...świat jest..piękny... - rozmarzone westchnięcie
- ...
- Mówię ci...dlaczego ja nigdy tego nie widziałem : ten blask słońca!
- ... - Walcott spojrzał w górę. Zachmurzenie poziom 3.
- Dźwięki natury otaczające nas z każdej strony...
- ... - "KOSCIELNY JAKBYŚ NIE WIEDZIAŁ JESTEŚMY NA BOISKU A NIE NA CHOLERNYM POKAZIE CHOLERNYCH MODELEK!!! GRAJ!!!" (bez urazy dla tego zawodu)
- No i kumple! Theo'ś nigdy ci tego nie mówiłem...serio jesteś najlepszym ziomkiem z boiska jaki świat widział - Walcott z przerażeniem obserwował jak ręka Jack'a owija się wokół jego barków.
-ŁOŁOŁOŁOŁOŁO I JESZCZE RAZ ŁO!!! Wilshere co ci odpie*ala ? Po pierwsze primo : naćpałeś się? Po drugie primo : JA nie gram dla tej samej drużyny, więc sorry stary ale nici z - tu gorączkowo wskazywał to na siebie to na tamtego - TEGO! A po trzecie primo : Jeśli się naćpałeś to bierz przez pół, bo nieźle odleciałeś.

Jack patrzył na niego niewidzącym wzrokiem.
- Ale o co ci chodzi? Nie mogę być szczęśliwy? Chociaż raz w życiu? - Walcott z poczuciem winy wzdrygnął się. Cholerny szczenięcy wzrok Wilshere'a. Nie dziwota, że tyle lasek na niego poleciało skoro ma w arsenale TAKĄ bombę.
-
Oczywiście, że możesz...tyle że twoje zachowanie jest...że tak to ujmę z deka niepokojące. Jack spojrzał tylko na niego nierozumiejącym wzrokiem. Po chwili wzruszył ramionami i odszedł w stronę reszty bandy z cichym pogwizdywaniem. Theo złapał się za głowę. OMG w jakim ja buszu żyję!

Aaron z ulgą odjechał spod stadionu. To co TAM się działo to dopiero cyrk na kółkach! Nie dość, że w prywatnym domu nie może sobie spokojnie odpocząć w obecności swojej pierwszej miłości - Klary - to nawet nie może sobie spokojnie pobyć w obecności swojej drugiej miłości czyt. piłki. Doprawdy czy ja, Aaron James Ramsey, nie zasługuję na sekundę spokoju??? ... OOO Zjadłbym pizzę! ... Hmmm a w sumie... Aaron spojrzał na zegarek. 13:23. Bal rozpoczyna się o 18:00, więc może... <złowieszczy mentalny śmiech> AARON JEDZIE NA PIZZĘ AARON JEDZIE NA PIZZĘ!

Po 13 minutach Aaron-Który-Się-Zbuntował-I-Nie-Poszedł-Do-Domu-Na-Obiad-Ramsey wkroczył do swojej ulubionej londyńskiej pizzerni - Pizza Expres. Ślinka mu pociekła na nowe pokłady zapachów jakie dotarły do jego nosa, a z brzucha wydobył się ryk bestii. Głodnej bestii. Brunet udał się w kierunku swojego ulubionego miejsca w kąciku na piętrze, gdzie nikt nie będzie go tarmosił, wyrywać włosów, aby go sklonować, zdzierać z niego ubrań, wręczać mu do podpisu aktów małżeństw(!), wypinać piersi do podpisania....ogólnie napastować i stalkować.

Z nabożną niemal czcią ujął w dłonie Kartę Restauracyjną. Jego wzrok od razu powędrował do tej Jednej Jedynej. Pizza z owocami morza. Mniamniusio!!! - To co zwykle panie Ramsey? - skierował swe oczy na znajomą twarz.
- Jak zawsze Mrs. Anne - z owocami morza - największej średnicy jaką tylko macie! - drobna brunetka wywróciła oczami na "jakże dorosłe" zachowanie dorosłego już mężczyzny i zasalutowała.
- 30 minut panie Ramsey. - i z tym pognała z zamówieniem w stronę kuchni. Tylko co ja będę robił przez pół godziny?!  Brunet westchnął po czym rąbnął głową o stół. NUUUUDAAAA! 

- Mamo! AUAAA! TO BOLI CHOLERA!!!
- Jak ty się wyrażasz młoda damo?!
- To nie TY masz wyrywane wszystkie włos...AUAAA! - Amelia z satysfakcją spojrzała na kolejny zerwany plaster woskowy. Jeszcze tylko druga noga. Pani Szczebiocińska z sadystyczną wręcz satysfakcją nakładała wosk na kolejny plaster. W tym samym czasie Adam i Mateusz trzymali swoją siostrę za obie ręce. Z kolei Klara i Paulina trzymali nogi Moniki. Tak dla równowagi.
- Trzymajcie ją mocno! - zarządziła Amelia widząc że Monika szarpie się coraz bardziej. - Jeszcze tylko jedna nóżka.

Blondynka szarpała się jak mogła ale, nawet ona, nie miała siły na cztery CHOLERNE osoby! I po co ona się godziła na .... TO! To miała być przyjemność mówiły. Będzie sobie drzemać w trakcie mówiły. Teraz ma! A miała złe przeczucia co do tego! Zamknęła oczy, kiedy jej mama (oficjalnie) przymierzała się do zerwania znowu tego ustrojstwa.
- <trzask>AAAAAUAAAAA!!!!

Po feralnych, nigdy niekończących się dla Aarona 30 minutach, wreszcie nadeszła TA chwila... a właściwie TA pizza! Aż potarł ręce na widok tegoż dania bogów.
- Voila! Oto pańskie zamówienie. Życzę smacznego.
Aaron większej zachęty nie potrzebował. Od razu zabrał się za pałaszowanie. Gdyby nie to, że "trzęsące się uszy" są fizycznie i biologicznie niemożliwe - to spokojnie można stwierdzić, że uszy Aaron'a Ramsey'a na pewno by się trzęsły, gdyby oczywiście tylko mogły.

- Monia zostaw to!
- Aleee to szczypieeeee!
- ZOSTAW!
- NIE
- Tak.
- NIE!!
- Tak.
- NIEEEE!!!
- ZAMKNĄĆ SIĘ! - Paulina i Monika z przerażeniem patrzyły na Klarę.
- Aye aye SIR!

Aaron z uśmiechem wrócił do domu. Uśmiech jednak zanikł, kiedy zobaczył swoją ukochaną. W ręczniku i z mordem w oczach.
- Ponoć trening miał się skończyć o 13:00.... więc łaska powiedzieć mi...GDZIEŚ TY DO CHOLERY SIĘ SZLAJAŁ?! Za godzinę musimy wychodzić. Za pół będzie tu Jack. A za 15 minut Monika zejdzie nam na zawał! Marsz ogarniać się! - brunet ze spuszczoną głową udał się w kierunku schodów.
- MIGIEM! - a jednak sprintem.

Paulina ze zdenerwowaniem obserwowała drzwi do łazienki. Jej ukochana przyjaciółka nie chciała wychodzić.
- Nie wyjdę! Wyglądam jak kretynka! I jeszcze ta tapeta! Wyglądam jak klaun! Jack mnie wyśmieje i tyle!
- Serio? Błagam cię, on czci ziemię, po której stąpasz. Choćbyś miała na sobie najbardziej nieforemny worek pokutny to nadal będziesz dla niego najpiękniejsza.
- Nie prawda!
- Tępa tyka z ciebie Monia i tyle. A teraz wyłaź stamtąd, bo Jack będzie za...<ding dong> właśnie przyszedł.

Po kilku sekundach dywagacji samej ze sobą, blondynka stwierdziła, że nie będzie cykorzyć przed, bądź co bądź, jej chłopakiem. Także ostrożnie podniosła się na nogi, poprawiła fikuśną fryzurę, strzepnęła niewidzialny pyłek z ramienia, wypięła pierś do przodu i ruszyła podbijać londyńskie salony.

Jack z niecierpliwością przebierał nogami. Nie mógł się doczekać widoku Moniki, jej obecności, zapachu... no ogólnie całej jej. Nope, zero obsesji. Kiedy usłyszał charakterystyczne kaszlnięcie, przed sobą ujrzał swojego Anioła, Boginię, sw...
- JACK!
- Hę?
- No wołam cię i wołam a ty nic. Poza tym, zniszczyłeś moje dramatyczne zejście ze schodów! No jak w filmach. - na widok miny swojego partnera Monika chlasła się w czoło - No wiesz ja schodzę, wyglądając przy tym, nieskromnie mówiąc, bosko, ty masz otwartą gębę i oczy szeroko otwarte jakoby sam cud przed tobą stanął. A TY NIC! - Jack zszokowany, reszta się śmieje (stały scenariusz).
- Ja...no...ja - wyczekujące spojrzenie Moniki - Wyglądasz jak spaghetti mojej mamy. - wyraz twarzy blondynki - bezcenny.
.
.
.
- Znaczy ja...uhhh przestań być sobą to może przestanę robić z siebie kretyna! - no i foch.
- Mam nadzieję, że to spaghetti jest pięknie udekorowane i przyrządzone! - brunet przyciągną do siebie dziewczynę.
- A jak smakuje - wymruczał do jej ucha, po czym odsunął się i wręczył jej jedną ogromną czerwoną różę.
- No dobra gołąbeczki bo będziemy tu kwitnąć do usranej śmierci! - zgromadzeni <xD> spojrzeli ze zdziwieniem na Paulinę.
- Ooookej. Idziemy ferajna!

Wojtek i Laurant stali przed swoim bardzo wkurzonym trenerem.
- Czy was do reszty pogrzało?! Tu bal, CHARYTATYWNY BAL, promujący pomoc, współczucie, a WY jak jakaś gównarzeria urządzacie sobie bójkę?! - skrzywili się na wysokie rejestry, jakie osiągnął głos Wenger'a. - Módlcie się o to, aby żaden szmatławiec tego zacnego wydarzenia nie ujął, albo wyciągniemy z tego większe konsekwencje.... I idźcie się jakoś ogarnąć, bo nie mogę na was patrzeć, a co dopiero publiczność. - ostatnie zabójcze spojrzenie i potwór opuszcza zlęknione duszyczki.
- I coś narobił Szczęsny? Może u was w Polsce zachowują się jak ta chołota, ale teraz jesteś w Wielkiej Brytanii, gdzie szyk i elegancja...
- Stul dziób bałwanie, nikt ciebie nie pytał o zdanie.
- A dołożyć ci kolejne limo bramkarzyku?
- Taki z ciebie elegancik jak z koziej dupy trąba!
- Jednak to nadal JA jestem z Pauliną, a nie ty. - złośliwy uśmieszek Koscielnego doprowadzał Wojtka do furii. Miał ochotę zedrzeć mu go...i jeszcze przyłożyć z raz czy dwa...tak ku pamięci.

Szczęsny trzęsącymi dłońmi wyciągnął jednego papierosa. Wiedział, że nie powinien...ale ten kretyn tak go zdenerwował, że...AGHRAGHRAGHRGAGHGHHHGARRAHHRARGARGAR Nie wiedział, jak miał się pokazać na bankiecie w - spojrzał na siebie - z deka podartej koszuli, okraszonej zdziebka krwią .... oczywiście tego idioty!... plus limem pod okiem i to dość sporym. Nagle poczuł delikatne szturchnięcie.
- <świst> Cześć Paula...- dziewczyna uniosła brwi.
- A tobie co się stało? Wyglądasz jak sto nieszczęść. - dziewczyna zmarszczyła brwi i nagle ogarnęła ją wściekłość. Nie wiedziała jak i dlaczego ale nagle miała ochotę zdrowo przyfasolić chłopakowi. Nie wiedziała tylko czy za to, że widocznie brał udział w bójce, czy za to, że jej nie zaprosił na bal, czy za to, że ON SPORTOWIEC PALI! Była wielką przeciwniczką akurat tychże używek.
- Ja...ja...no bo...
- Nie wiedziałam, że jesteś takim debilem! - prychnęła zniesmaczona - Nie dość, że wiesz, że jest bal, w którym MASZ wziąć udział to ty jeszcze uczestniczysz w jakiejś kretyńskiej bijatyce! Jak jakiś cholerny dzieciak naładowany testosteronem i... - teraz nadeszła kolej na prychnięcie szatyna.
- Wypraszam sobie! Miałem świetny powód aby zlać tego skur...
- TAAA jasne! Pewnie o jakąś laskę chodziło! Oczywiście! Pan Wielki Macho musiał pokazać innym, że to dziewczyna należy do niego i...pfff brak słów. Radź sobie sam bo JA nie chcę mieć z tobą NIC ALE TO ABSOLUTNIE NIC WSPÓLNEGO! - wryty w ziemię Wojtek obserwował oddalającą się sylwetkę "laski" o którą miał czelność się bić.
- PAULINA! - dziewczyna drgnęła ale nie zatrzymała się. Przecież nie będę się poniżać jasna cholera dla faceta! I O NIE! Na pewno nie będę "jego przyjaciółką" ... pfff takie rzeczy tylko na filmach i ... - syknęła na mocny uścisk na jej ramieniu.
- CZEGO CHCESZ!? Nie chcę nic słuchać o tej dziewczynie i puść mnie w ogóle! - brunetka starała się wyrwać ze stalowego uścisku chłopaka.
- Nie i mogłabyś mnie w końcu posłuchać?! Jak zawsze myślisz, że wszystko wiesz ale tak nie jest do cholery! Więc RAZ, jeden jedyny cholerny RAZ mogłabyś mnie posłuchać do końca, a nie wyobrażać sobie nie wiadomo co?! - Paula znieruchomiała na mocno podniesiony głos chłopaka. Nigdy wcześniej nie widziała go aż tak wzburzonego. A to i tak niedopowiedzenie roku, Pomimo tego postanowiła nie pokazywać mu, że jakkolwiek na nią wpłynął. Szarpnęła ręką i skrzyżowała ręce. Stanęła przed nim wyzywająco.
- No słucham. - zatupała niecierpliwie nogą - No mów, nie mam wbrew pozorom całej nocy na ciebie. - wyrzuciła z siebie z jadem.

Wojtek, widząc jak się zachowuje dziewczyna zaczął się denerwować jeszcze bardziej niż przedtem. Nie dość, że Paulina wygląda... wygląda tak, że nie potrafi zebrać swoich myśli, to jeszcze jej wroga postawa nie ułatwia mu sprawy. Wcale a wcale!
- Słuchaj Paulina... ja wiem, że ostatnio zachowywałem się jak kretyn... - parsknięcie - ... okej! Jak największy sukinsyn na tej planecie! Ale ja...na prawdę miałem swoje powody. - dziewczyna uniosła z powątpiewaniem brew na to. Serio, miał swoje powody?! Dobre sobie. - Jaaa....nie wiem jak to powiedzieć, ale ... - wymamrotał ostatnie słowa. Paulina zacisnęła usta w wąską linię
- Czy mógłbyś powtórzyć, nic nie słyszałam....
- KOCHAM CIĘ PAULINA DO CHOLERY JASNEJ! - Paulina znieruchomiała i z szeroko rozwartymi oczami spojrzała na "kretyna"
- ...
- Paula?
- ...
- Paulina...
- Cichaj! - Wojtek w obawie o swoje życie zamilkł.
- ...Możesz powtórzyć?
- .... yyy ale...co mam...?
- NO TO CO MI WYZNAŁEŚ KRETYNIE! Doprawdy jesteś gorszy niż Wilshere a to już coś.
- Nie jestem gorszy niż ten idiota w zaprzeczeniu!
- Pff doprawdy?
- Przecież to on bujał się w Monice od prawie że samego początku ale mówił "NIEEEE NO SKĄD ON?!" No jak mówię, że tak było to było!
- Doprawdy?
- TAK! Powinien od razu powiedzieć Monice, że ją kocha a nie grać w podchody! Zachować się jak prawdziwy facet! A nie jak ciota.
- Ahaaaa a ty kiedy się zorientowałeś?
- Jak zaczęłaś łazić z tym idiotą Koscielnym i...
- A to było co...jakiś miesiąc temu? - na widok drapieżnego uśmieszku dziewczyny skulił się w sobie.
- Czyli zorientowałeś się PONAD miesiąc temu i nic nie mówiłeś? PONADTO mnie unikałeś...
- Ja nie...
- NIE PRZERYWAJ KIEDY MÓWIĘ! No więc unikałeś mnie i widziałam jak gapiłeś się na każdego faceta, który mnie podrywał...hmmm czyli twierdziłeś, że facet który nie przyznaje dziewczynie, że ją kocha to "ciota"....
- No nie do...końca...JA...znaczy MY...to inna sprawa i...
- Uhhh czy ja zawsze muszę przejmować stery?
- Ale o co... - dziewczyna mocno pociągnęła go za poły płaszcza i mocno go pocałowała. Wojtek jak to Wojtek zorientował się dopiero po chwili co się dzieje, więc dopiero po chwili ujął jej twarz w swoje wielkie dłonie i oddał pocałunek z równą zawziętością co jego już oficjalna ukochana.


A więc tak (TAAA wiem, że nie zaczyna się od "a więc" ale..."deal with it") BARDZO BARDZO ALE TO BARDZO PRZEPRASZAMY <pokłon> za brak notek w ciągu - jeśli dobrze liczę - 3 miesięcy. Cóż tylko winny się tłumaczy ale WAM - czytelnikom - coś się należy, nie? Cóż część musimy zwalić na nasze studia - ba dum tsss - które są złem (Zaprawdę powiadam wam, studia to zło! I nikt mnie nie przekona, że jest inaczej xD) oraz brak twórczej weny ... każdego dopada, więc...mamy nadzieję, że chociaż ociupinieczkę nam wybaczycie i ... no, skończmy na tym, że wybaczycie :D Enjoy our piece-of-art. Do następnego, i na litość Merlina - I promise, że teraz będzie szybciej. Jest na papierze (internecie) no. Teraz nie możemy się wymigać :D