wtorek, 8 lipca 2014

Surprise!

Monika z niedowierzaniem patrzyła na jej dość wierną kopię, tylko około 20 lat starszą. Tamta z kolei,  z uniesionymi brwiami, patrzyła na scenę rodzajową rozgrywająca się w kuchni przyszłych państwa Ramsey. Amelia - matka Moniki, nie mogła uwierzyć własnym oczom. Jej córka. Jej własna, rodzona i jedyna córka. Zatwardziała feministka. Która zarzekała się, że "za złamanego galeona nie chce mieć bliżej do czynienia z żadnym ale to żadnym mężczyzną (chyba że to jej tata, brat I, brat III lub brat IV lub mężczyzna należący do rodziny Szczebiocińskich... pomijając jej kuzyna Dawida, którego nie trawiła jak wątróbki)", stała przygnieciona ciałem prawie-bardzo-nagiego mężczyzny. W kuchni. Przy blacie. To mogło oznaczać tylko jedno : coś tu się dzieje.

- Moniko Antonino Szczebiocińska. - blondynka zamarła. Ton jakim posłużyła się jej matka wskazywał na wysoki stan... wkurzenia. - Czy mogłabyś mi łaskawie wytłumaczyć, co robisz z tym półnagim chłopcem przy kuchennym blacie?

Monika, której już zaczynało brakować tchu zważywszy że była przygnieciona cielskiem 2x większym od swojego, otworzyła usta w celu wytłumaczenia wszystkiego. Na prawdę wszystkiego. Jednak po chwili zdała sobie sprawę, że "Mamo, tato, my z Jack'iem - tym typkiem tu - na prawdę nic nie robiliśmy. Przez moją niezdarność przecięłam sobie palec, a Jack niczym rycerz w lśniącej zbroi mi pomógł. A jego lichy ubiór? Pfff - mamo teraz taka moda. A to, że mnie przygniata swoim boskim, umięśnionym, boskim, idealnie wyrzeźbionym, cudownym, czy wspominałam już, że boskim? Nie? To wspomnę jeszcze raz - prze boskim..." ...o czym to ja? Monika pokręciła głową i zamknęła usta. Nawet w jej głowie to brzmiało idiotycznie, i nawet w JEJ głowie nie potrafiła przestać rozpływać się nad ciałem Wilshere'a. Boskim ciałem... AGHRAHGHAGHRGRAHGRAHRGARGH! Z jej jakże poważnych przemyśleń wyrwał ją czyjś dziki śmiech.

Jack, pomijając swój oczywisty dyskomfort, z rozbawieniem obserwował głębokie zamyślenie dziewczyny. Mając lekko uchylone usta, zamyślone oczy i jeszcze rozczochrane włosy wyglądała przeuroczo. A to, że miała na sobie tylko w dość skąpym odzieniu, wcale mu nie pomagało. Była Jego ideałem, boginią, jego... Znaczące kasłanie oraz dziki rechot wyrwał bruneta z głębokich refleksji na temat piękna przygniatanej dziewczyny. Z zażenowaniem zauważył, że oprócz kobiety-bardzo-podobnej-do-jego-ukochanej, w kuchni znajdują się również bardzo-duży-i-bardzo-groźnie-na-niego-patrzący-facet oraz trzech rechoczących ponad 20-latków. W końcu Monika wyrwała się z dziwnego letargu. Z nową porcją niedowierzania, spojrzała na pozostałych przybyszy.

- No no siostrzyczko, tyle nam mówiłaś o swoim niechybnym staropanieństwie, a tu proszę! Urządzasz sobie dzikie orgie w kuchni twojej własnej kuzyn...AŁA! - wysoki brunet uchronił się od kolejnego uderzenia w potylicę. I to jego własna matka!
- Adamie Tytusie Szczebiociński! To nie jest czas i miejsce na twoje wątpliwej jakości żarty!
- Prszam mamuś. - kobieta na tę odpowiedź zaczęła strofować syna. Żeby jej rodzony syn nie umiał poprawnie operować językiem polskim!

Podczas lektury, jaką dawała matrona Szczebiocińska najmłodszemu synowi, Michał Sz. z zaciśniętymi ustami obserwował NADAL przyklejoną do siebie parę przy blacie. Żeby MOJA córeczka była obłapiana przez jakiegoś...młokosa!!!
Monika widząc rosnące, najłagodniej rzecz ujmując, zdenerwowanie swojego taty, odepchnęła od siebie Jack'a. Rzuciła mu szybko przepraszające spojrzenie.
- Tato, to nie to co myślisz...
- Dodaj jeszcze, że wcale a wcale nie stoisz w kuchni, w piżamce, robiąc śniadanie swojemu "koledze"...
- Czy mógłbyś zamknąć swój otwór gębowy Mateuszku? - blondynka użyła swojego najbardziej słodkiego tonu.
- Ależ oczywiście najdroższa siostrzyczko. Mam tylko nadzieję, że twój angielski chłopak wie co to zabezpieczenie. - na twarzy bruneta widniał iście łobuzerski uśmieszek.
- My nie jesteśmy...
-Ahh przepraszam. Chodziło mi o "friends with benefits" - ostatnie trzy słowa ubrał w tzw. króliczki.
- Ale my nie jesteśmy friends with benefits - wtrącił zagubiony Wilshere. Zagubiony niczym nowo narodzony szczeniaczek, gdyż cała powyższa rozmowa odbywała się w języku polskim. A on tegoż języka niestety nie rozumiał. Jednakże podejrzewał, że ten chłopka nawiązywał do obecnej sytuacji, w jakiej zostali niefortunnie nakryci. A użyte przez tamtego określenie znał bardzo dobrze.
- Ahh tak? - do rozmowy wtrąciła się pani Amelia, która zakończyła monolog skierowany do Adama. Jack, widząc niezbyt zachęcającą minę kobiety, przełknął cicho ślinę. Taką samą minę miała Monika kiedy była bardzo, bardzo wściekła. I to najczęściej na niego.
- Wilshere idź się przyodziej. Potem obudź Klarę i Aaron'a. - Jack wiernie pokiwał głową i, bez zbędnych słów, usuwał się z widoku rodziny Moniki krok po kroczku.

Monika leciutko uśmiechnęła się na widok uciekającego Jack'a. Ale on nigdy nie przyzna się, że uciekał. A tym bardziej, o zgrozo, bał! O nie! Walnie gadkę typu "Ja??? Ja wcale nie uciekałem. Ja szybko musiałem iść obudzić Ramsey'a. Przecież wiesz, że powinien powitać gości należycie! W końcu jest gospodarzem. Gdzie twoje maniery kobieto!? Chyba wychowywałaś się w oborze." Lub inne, jeszcze głupsze wytłumaczenie. Ale go kochała. Tak . Kochała jak idiotka. Zanim jednak znów pochłoną ją kolejne kontemplacje na temat bruneta, musi stawić czoło swojej rodzince. W duchu ciężko westchnęła, widząc ostry wzrok rodziców. To będzie ciężka przeprawa.... 

Wszystkie światła jupiterów skierowane na niego. Przebiega przez całe boisko, rozdzierając swoją piękną, reprezentacyjną koszulkę. Wskakują na niego koledzy z drużyny. TAK! On - Wielki Aaron Ramsey - pomógł dostać się piłce do bramki przeciwników! Ten wielki MECZ! Finał mundialu był ICH. Nagle widzi swoją piękną już-wkrótce-żonę Klarę. Dziewczyna ma w swoich dłoniach wielki puchar, który był tylko potwierdzeniem zwycięstwa Walijczyków.
- Mój ty bohaterze. - brunetka wymruczała i zaczęła go namiętnie całować.
- Skarbie, ależ ty jesteś spragniona!
Ramsey'owi te pocałunki wydawały się bardzo mokre. Przecież Klara nigdy tak go nie...

- Pięknie Dianko. Obudź swojego pana. No już. - Aaron zamrugał oczami i zobaczył, a właściwie poczuł wielki i mokry język Diany na swoich ustach.
- AAA FUJ FUJ FUJ FUJ FUJ FUJ FUJ FUJ!!! Diana co ty robisz?! - spojrzał na rechoczącego niedaleko JEGO łóżka Jack'a - A TY CO TUTAJ ROBISZ?!
- Aaron skarbie mógłbyś się łaskawie przymknąć... - Klara wymamrotała spod poduszki. Ramsey, nie chcąc przeszkadzać swojej narzeczonej, cichutko wyślizgnął się z łóżka.
- Widzę że ktoś tu jest pod pantofleeeem. - Aaron spojrzał piorunująco na przyjaciela i, dosłownie, wytargał go z sypialni.
- Możesz mi powiedzieć co to miało być? - wykrzyczał szepcząc Ramsey.
- Aaron'ku nooo przyjacielu nie gniewaj się. Ja osobiście próbowałem cię obudzić ale...jak widać nie zadziałało no i tak Dianka się przypałętała no i... - Jack zebrał w sobie wszystkie możliwe siły i zainwestował je w jak najlepszy "szczeniaczkowy wzrok". Aaron widząc to tylko wywrócił oczami.
- Czemu mnie obudziłeś? Z tego co pamiętam nie należysz do tych co wstają o...- tu spojrzał na zegarek - ...dobry Boże o 8 rano?! Powaliło cię?
- Mamy mały problem. Taki tyci tyci. - Jack wskazał palcami jak mały.
- Nooo  jaki?! Wilshere moja cierpliwość jest na wykończeniu! I to sporym więc łaskawie mów o co chodzi!
- Więc jakby to ująć...Wstałem rano bo usłyszałem pisk z kuchni, okazało się, że to Monika. Ja do niej idę ale ona nie chce, no to ja nadal idę do niej. No i się jakoś tak złożyło, że byliśmy jakoś tak przyciśnięci do blatu. Potem, jak w tych wszystkich dennych romantycznych filmach, nasze mordki zaczęły się przybliżać i...- Ramsey nachylił się w kierunku tamtego, nie chcąc niczego stracić z tej relacji. - ...BUM! Wchodzą rodzice Moniki i, prawdopodobnie, jej bracia. No i, raczej, nie byli zadowoleni, że zastali nas w takiej sytuacji. Podsumowując : ojciec - wkurzony, matka - wkurzona, pozostali - w sumie nie wiem. I właśnie dlatego przybyłem tutaj oto, aby cię obudzić i abyś zajął się ... no tym wszystkim! - Aaron patrzył na niego wielkimi oczami. Po chwili...
- Całowałeś się z Moniką?! - No normalnie dupa opada jak przychodzi do inteligencji Aaron'a!
- Czy tylko TO zwróciło twoja uwagę? I nie, nie całowaliśmy się! - nie wiedział czemu ale go to zasmuciło.
- Czyli żałujesz, że się nie całowaliście. - uśmiech Ramsey'a stał się niemożliwie szeroki. Pewnie gdyby nie uszy, to ten uśmiech obejmowałby całą jego głowę. Może teraz mam okazję zobaczyć Nowego Jack'a! Taki który nie jest zgryźliwy, który wreszcie zostanie, który zostanie usidlony, który...
- Pfff...nie wiem o czym ty mówisz. - IIII...to by było na tyle, jeśli chodzi o Nowego Jack'a. - Teraz TY musisz się zając jej rodziną. Ja nie wiem, co z ciebie za gospodarz, kiedy nawet gośćmi nie umiesz się zająć!
Aaron miał już na końcu języka ciętą ripostę, kiedy usłyszeli podniesione głosy. Oboje spojrzeli w kierunku drzwi, które prowadziły do pokoju Pauliny. Następnie popatrzyli na siebie, a ich oczy zaświeciły się jak dzieciom w Kulkolandzie. Szybko, niczym ninja, podeszli do rzeczonych drzwi i przyłożyli do nich swoje wścibskie uszy.

Paulina obudziła się i zamiast ściany, czyli tego co zazwyczaj widzi po przebudzeniu, zobaczyła rytmicznie poruszający się tors mężczyzny. Dopiero po chwili sobie przypomniała co zaszło poprzedniego dnia. Była zła na siebie, że okazała słabość zwłaszcza przed Wojtkiem. Chciała jak najszybciej wydostać się z objęć bramkarza, jednak nie było to możliwe, gdyż on trzymał ją jak swój największy skarb. Jej nagłe poruszenie zbudziło Wojtka.
- Dzień dobry. - Powiedział z uśmiechem i chciał pocałować dziewczynę w czoło, jednak ta szybko się od niego odsunęła.- O co chodzi?
- To nie powinno mieć miejsca. Chwila słabości.
Wojtek nic nie rozumiejąc popatrzył na dziewczynę. Już było tak dobrze. Mógł ją trzymać w swoich ramionach, a ona znów chce się od niego odsunąć. Paulina wysunęła się z jego objęć i chciała, jak najszybciej, opuścić pokój, aby przerwać tę niezręczną sytuację. Jednak drzwi były zamknięte.
- Dlaczego zamknąłeś te drzwi?!- krzyknęła w stronę bramkarza.
- Ja nic nie zamykałem! Weź się uspokój! Ja mam już tego dość! - Wojtek zrewanżował jej się tym samym.
- Nie komplikuj tego. Proszę. - błagalnym głosem powiedziała Paulina.
- Czy to można jeszcze bardziej skomplikować?- spytał Wojtek zbliżając się do dziewczyny.
Ta nic nie odpowiedziała. Sama nie wiedziała c powiedzieć. Wiedziała, że wszystko tak na prawdę zależy od niej. Wojtek powiedział jej, że ją kocha. Ale z drugiej strony nie mogła od tak wpaść mu w ramiona jak gdyby nigdy nic! Był z Magdą, kiedy zachowywał się w stosunku do niej jak jakiś zazdrosny dupek i AGHRAGHRAGHRAGHRAGHRAGHR! To wszystko jest takie..uhh skomplikowane!

 
- Paulina, proszę cię spójrz na mnie. - chłopak stanął przed nią. Dziewczyna popatrzyła na niego. - Wiem, że zachowałem się nie fair w stosunku do ciebie i Magdy. Wiem, że zawaliłem sprawę. Cholera jasna wiem, że nawet nie zasługuję na ciebie, ale... - delikatnie ujął jej dłonie. - ...chyba jestem za bardzo samolubny.
Brunetką targały sprzeczne emocje. Jednak nagle się roześmiała. Zachowywała się jak jedna z tych bohaterek z filmów romantycznych. Głupia, pusta, naiwna... wymieniać mogła tak dalej. A pamięta jak dziś, że obiecały sobie z Moniką NIGDY nie zachowywać się jak one, gdyż to cholernie komplikuje sprawy. Ale teraz, będąc w podobnej sytuacji, sama nie wiedziała co robić.

Wojtek patrzył się na rechoczącą Paulinę dziwnym wzrokiem. Ehhh...chyba nigdy nie zrozumiem humorów kobiet. Pewnie ma TE dni. Wiedział, że zawalił sprawę po królewsku, ale musiał ją odzyskać i BASTA! Żaden goguś nie odbierze mu jej. Nagle Paulina spojrzała na niego przenikliwie.
- Szczerze Wojtek? Nie wiem co mam zrobić. Nie wiem co mam o tym myśleć, nie wiem....nic nie wiem!
- Kochasz Laurent'a? - chyba z tym pytaniem wystrzelił jak Filip z Konopi, gdyż spojrzała na niego wytrzeszczonymi oczami.
- Hę? Co on ma tutaj do rzeczy?
- Popatrz mi w oczy i powiedz, że kochasz Laurenta, to ci dam spokój.
- To nie jest fair.
- Wiedziałem. - dla Wojtka było to jednoznaczne. Zbliżył się do Pauli, dłonią uniósł jej podbródek do góry i pochylił się by ją pocałować. Gdy jego usta były na milimetry od ust dziewczyny rozległ się ogromny huk, jakby coś dużego spadło na ziemię. Popatrzyli się zdziwieni na siebie, ale Wojtek wiedział, że to może być ostatnia okazja, by być blisko niej. Znów pochylił się i tym razem zakosztował ust dziewczyny. Paulina oddawała pocałunki z taką samą namiętnością.
- Chcę żebyś coś wiedziała...- stwierdził gdy w końcu oderwali się od siebie.- Kocham cię i poczekam tyle ile będzie trzeba.

- Psss! Słyszysz coś?
- Tak, oczywiście. Przez grube, drewniane drzwi! Ty jesteś na serio taki głupi czy tylko udajesz?!
- Jack, krzywdzisz mnie taką ocena mojej skromnej osoby. - Wilshere przewrócił oczami i położył się na brzuchu. Prawe ucho przysunął do dolnej krawędzi drzwi, aby cokolwiek usłyszeć.
- Kocham cię i poczekam tyle ile będzie trzeba. - Jack uśmiechnął się szeroko. Poczuł jak Aaron go szturcha w ramię. Mocno i boleśnie.
- Ała! Ramsey do jasnej cholery!
- No i no i no i no i ?? Słyszałeś coś? - Aaron skakał w górę i w dół. Jack stwierdził, że wyglądał jak jego chrześnica, która w dniu urodzin dostała wymarzoną lalkę Barbie. Ehhh z kim ja się zadaję...?
- Noooo słyszaaałem cooooś - Jack wyszczerzył się. Aaron zmrużył oczy. - OK OK! Wojtek powiedział, że ją kocha i że będzie o nią walczył. Już nie musisz się zachowywać jak mrówka w trakcie okresu. Tamten miał już odpyskować, kiedy nagle usłyszeli głośny szczek. Z przerażeniem w oczach zobaczyli Dianę z wielkim patykiem w pysku. Oczywiście, jak każda rzecz znajdująca się w tym domu, tak i ten poczciwy patyk ma swoją historię.

Otóż dnia pewnego jesiennego Aaron wybrał się na długi spacer. To właśnie tego dnia, tego pamiętnego dnia, stała się rzec niebywała, która miała na zawsze odmienić życie tegoż oto mężczyzny. Podczas spaceru w parku usłyszał głośny szczek. Następnie coś z wielkim impetem wpadło na niego. Ponadto zaczęło go namiętnie obdzielać śliną. To właśnie wtedy Aaron James Ramsey zobaczył najpiękniejszą istotę na świecie. Piękna drobna brunetka, która usiłowała odciągnąć biszkoptowego labradora z jego zacnej osoby. Aaron, pomimo chwilowego emocjonalnego zawieszenia, zrzucił z siebie psa i szybko wstał. Następnie spojrzał jeszcze raz na brunetkę i zrobił krok na przód w celu przedstawienia siebie. Jednakże nie zauważył właśnie tego patyka, na którym się poślizgnął i wylądował na pięknej posiadaczce psa. Od tamtego momentu para była nierozłączna. A ten właśnie patyk stał się fundamentem ich znajomości, a potem i miłości. Dianka zabrała go sobie na pamiątkę i bardzo ukochała. Teraz, chcąc oznajmić wszem i wobec, że pragnie się nim bawić rzuca się na swojego pana z tym patykiem.

I tak oto Aaron i Jack nadal obserwowali Dianę z owym patykiem w pysku. Zanim którykolwiek z nich zdążył choć wziąć oddech, ta na nich ruszyła z pełną werwą. I tak oto, obecnie, Diana znajduje się na Aaron'ie, Aaron na Jack'u, Jack na podłodze.
- Moje plecy...

Monika z lekkim zażenowaniem stała przed całą swoją rodziną.
- Moniko co to ma znaczyć? Przyjeżdżamy do ciebie, a zastajemy tutaj jakąś dziką orgię w kuchni! Dziecko to po pierwsze bardzo nie higieniczne, a po drugie...
- Mamo, błagam cię, oszczędź mi tego.
- ...a po DRUGIE mam nadzieję, że ten brunecik wie co to zabezpieczenie? Nie wiem czy jestem gotowa na to by moja 18-letnia córka miała dziecko...
- MAMO! - Monika czuła jak jej twarz płonie ze wstydu. A jej rechoczący bracia wcale nie pomagali.
- Kretyni!
- Nasza słodziaszna Monisia ma chłopaka. Ma chłopaka. - zaintonowała cała trójka. Blondynka już ruszała na swoje rodzeństwo z pięściami, gdy poczuła na swoim ramieniu dłoń swojego taty. Chyba najbardziej obawiała się jego reakcji. Zawsze popierał jej zapędy feministyczne, a nawet raz dyskretnie zasugerował jej pójście do klasztoru. Wiedziała, że nienawidził, kiedy wokół jej córeczki krążył jakiś wygłodniały samiec. Ojciec nie spojrzał na nią tylko kiwnął głową i puścił jej ramię. Dziewczyna skuliła się. Na prawdę nie chciała żadnego spięcia z tatą.
- Córciu... - spojrzała na matkę, a tamta przewróciła oczami. - ...przecież nie będę cię tępić za to, że masz chłopaka i robisz z nim JAKIEŚ rzeczy...
- Chyba jakie z nim UPRAWIA. - szepnął Mateusz.
- Mateuszu! Czy ja już wspominałam, że twoje żarty są tak suche, że nawet bułka tarta by z nich nie wyszła?! Więc proszę cię - zaprzestań ich natychmiast!
- A teraz, kiedy przestaniesz się tak rumienić, może zaserwujesz swojej matce mocną kawę? A przy okazji opowiesz mi, gdzie wyhaczyłaś takiego przystojniaka? - Monika jęknęła cicho na widok świecących się oczu mamy. To będzie dłuuugi dzień. 

Tymczasem łomot, który spowodowali chłopcy sprawił, że już po chwili pojawiła się nad ich powyginanymi ciałami, Klara. Dziewczyna nie była zbytnio zadowolona, że ktoś ją obudził.

- Czy wy mi możecie do cholery powiedzieć dlaczego leżycie na ziemi?!
- Kochanie ale to nie nasza wina...- zaczął się tłumaczyć Aaron.
- Jasne. To NIGDY nie jest wasza wina!
- Ale...
- Zamilcz!
Jack rechotał niemiłosiernie słuchając małej utarczki słownej narzeczeństwa.
- A ty co się śmiejesz?!- w końcu nie wytrzymał Aaron, gdyż chłopak śmiał mu się wprost do ucha.- Lepiej idź do teściów na dół. A i załóż spodnie.
Jack popatrzył z mordem w oczach na Ramsey'a. Do Klary dopiero po chwili dotarło co powiedział jej narzeczony.
- JAK TO TEŚCIOWIE?!
- Po prostu na dole są rodzice Moniki, którzy zastali mnie i ją w trochę dziwnej sytuacji...
- RODZICE MONIKI?
- No taaaaak...
- I wy do cholery dopiero teraz mi o tym mówicie?!- Klara była bardzo zdenerwowana. Szybko się ogarnęła i zeszła na dół. Zastała tam prawie całą swoją najbliższą rodzinę, bo na swoich rodziców nigdy nie mogła liczyć, dla nich zawsze ważniejsza była i jest praca, przez co nie utrzymują ze sobą kontaktu.
- Cioooociu!- krzyknęła dziewczyna i mocno wtuliła się w kobietę. Następnie wędrowała od jednych ramion do drugich. - Jak ja się za wami bardzo stęskniłam.
- My też tęskniliśmy- powiedziała mama Moniki jeszcze raz przytulając dziewczynę.- Opowiadaj co u ciebie. A i możesz wtrącić coś o mojej córeczce, bo ona się taka tajemnicza zrobiła- zaśmiała się Amelia.
Monika tylko przewróciła oczami na słowa matki i zaczęła robić dodatkowe porcje śniadania.
Do kuchni weszli Jack z Aaronem.
- Ciociu, wujku, dzikusy poznajcie mojego narzeczonego Aarona. - powiedziała Klara.
Ojcu Moniki i jej braciom oczy wyszły z orbit.
- Nie chwaliłaś się, że chodzisz z gwiazdą Arsenalu. - stwierdził z wyrzutem Mateusz witając się z Aaronem.
- A to jest Jack Wilshere. - dokończyła prezentację Klara.
- Chłopak Moniki- powiedział po angielsku Mateusz, żeby wszyscy zrozumieli. Bracia Moniki i Aaron zaczęli się śmiać. Monika poczuła się zażenowana tym, że ludzie których kocha robią jej wstyd.
- Nie przejmuj się. - szepnął do niej Jack, który podszedł bardzo blisko niej.
- Ktoś może mi powiedzieć o czym mowa? Od kiedy tych dwoje jest parą?- spytała nieźle zdziwiona Klara.
- Prawdopodobnie od wtedy, kiedy miało dojść do niekontrolowanego zbliżenia między nim...AŁA! - jeden z bliźniaków z przerażeniem patrzył na swoja młodszą siostrzyczkę. Dziewczyna złapała brata za koszulę i pociągnęła go w dół tak, że ta patrzyła mu w oczy.
- Jeszcze jeden żarcik, aluzja, albo komentarz na temat mój lub Jack'a to nie będę już tak miła..
- Ty nie jesteś miła... - wyszeptała "ofiara" Moniki.
- Rozumiemy się? - wysyczała blondynka.
Chłopak gorliwie pokiwał głową w odpowiedzi.

- Ona staje się coraz bardziej przerażająca...
- Mhmm to chyba po mamie...AŁA!
- Chłopcy macie jeszcze coś do powiedzenia?
- Nie mamo....

Klara i Monika pomagały Amelii zrobić kolację. Pomyślałby kto, że szykują się na wojnę widząc zawałowe ilości kanapek, omletów, jajecznicy...
- Mamooo kto to w ogóle zje?
- Oczywiście, że my. Zresztą, od kiedy Adaś zaczął przebijać tę piłkę to zamiast jeść to pochłania. Ja ci mówię dziecko, ten sport to do reszty wyżarł mu mózg. Przy dziewczynach zaczął napinać mięśnie. Myślałby, że to jaki Schwarzenegger...
- Ciociu on gra w siatkówkę...
- Jak zwał tak zwał. Jak dla mnie może być przebijanka...A tak w ogóle to kogoś mi tu brakuje...- Monika spojrzała na matkę jak na UFO.
- No przecież wszyscy... - blondynka z przerażeniem spojrzała na Klarę.
- Klaraaa!!!! - Aaron wparował do kuchni, jakby goniło go stado napalonych nastolatek - Nie uwierzysz! Nigdzie nie ma Wojtka i Pauliny. Szukałem wszędzie! W piwnicy, w każdym pokoju - oprócz Pauliny, bo ona nie lubi jak ktoś zakłóca jej sferę intymną, nawet na strychu! I NIC! - w całym domu było słychać facepalm w wykonaniu Jack'a.
- A nie pomyślałeś kretynie, że oni są w pokoju Pauliny?! - Monika pobiegła szybko po swoja przyjaciółkę i jej kochasia.
- Dlaczego Wojtek miałby zakłócać jej idyllę?! - Ramsey spojrzał z przerażeniem na Wilshere'a. Reszta osób znajdujących się w pomieszczeniu już wiedziała, że dla umysłu Aaron'a nie ma już ratunku. Bliźniacy wykonali znak krzyża i z głupawymi uśmiechami patrzyli na całą scenę. Oczywiście już wszyscy wiedzieli super planie, który miał połączyć tamtych dwojga. Wg. niedawno przybyłej części rodziny Szczebiocińskich był to pomysł "głupi niczym skarpety do sandałów" (Nie pytaj Aaron.)  Oczywiście Jack i Aaron żarliwie bronili swojego zacnego pomysłu. Jak zawsze.

Monika na łeb na szyje leciała na górę do pokoju Pauliny. Szybko zgarnęła kluczyki z szafki obok i, jeszcze szybciej, otworzyła drzwi. Tam na nią czekali Wojtek i Paulina z mordem w oczach.




Hej:) Jak widać nowy rozdział pojawił się wcześniej niż ostatnio;) Te wakacje dobrze wpływają na naszą wenę;) Przykro nam trochę, że tak mało osób, w stosunku do wyświetlających, komentuje. Ale nie można mieć wszystkiego:) Pozdrawiamy!:)